Tinder to fenomen kulturowy i społeczny, a słowo “swipe” weszło do praktyki projektowania aplikacji mobilnych i języka codziennego. Codziennie 10 mln użytkowników wykonuje 1.6 miliarda swipe’ów. Jakie mechanizmy psychologiczne sprawiają, że Tinder jest tak popularny, a my czerpiemy z niego tak dużą przyjemność?
Jeżeli podobnie jak ja preferujesz kolorowe, ruchome obrazki, to zacznij od wersji wideo
Jasna strona Tindera
Dużo o tym, w jakim celu użytkownicy korzystają z tej aplikacji (i czemu wcale nie jest to tak stereotypowe), mówi badanie przeprowadzone w 2016 r. przez Sumtera, Vandenboscha i Ligtenberga, w ramach którego przebadali oni 266 użytkowników aplikacji w wieku 18-30.
Wyniki badań wskazały, że do korzystania z Tindera motywują nas trzy rzeczy:
- Na pierwszym miejscu chęć znalezienia miłości oraz seks, jednak z przewagą tego pierwszego (co już samo w sobie zadaje kłam przekonaniu, że jest to aplikacja wykorzystywana przede wszystkim do aranżowania stosunków seksualnych z przypadkowymi osobami).
- Walidacja własnej wartości, czyli korzystanie z aplikacji po to, aby otrzymać pozytywną reakcję od innych ludzi na swój wygląd i poprawić poczucie własnej wartości.
- Dreszczyk emocji towarzyszący korzystaniu z Tindera, czyli ekscytacja wynikająca z szansy poznania kogoś nowego, podjęcia ryzyka i nawiązania znajomości (w większym stopniu w przypadku mężczyzn bardziej skłonnych do ryzyka niż kobiet).
Inne, nieco prostsze badanie przeprowadzone w 2014 r. potwierdziło powyższe motywacje, wskazując dodatkowo, że samo korzystanie z aplikacji podwyższa tzw. “romantyczny optymizm” użytkowników.
Na tej podstawie można by wysnuć wniosek, że Tinder to lek na depresję i nudę, zastrzyk energii dla ego, a przy tym szansa na miłość życia.
Sekrety Tindera
Aby lepiej zrozumieć fenomen Tindera, należy przyjąć dwie perspektywy – psychologii poznawczej i ekonomii behawioralnej.
Tinder a psychologia poznawcza
Ta pierwsza związana jest bezpośrednio z warunkowaniem instrumentalnym i badaniami pioniera behawiorystyki B.F. Skinnera sprzed 75 lat. Skinner odkrył, że jesteśmy skłonni powtarzać określoną czynność, jeżeli istnieje jakaś forma pozytywnego wzmocnienia. Przykładowo: jesteśmy w stanie uprawiać hazard i wrzucać kolejne monety, jeżeli raz na jakiś czas wygramy pieniądze. Sama możliwość losowej wygranej działa na nas jak motywator do dalszego działania – nawet jeśli przegramy 99 razy z rzędu.
Teraz wystarczy spojrzeć na Tindera jak na grę: wrzucanie monety podmienić na swipe, a wygranie pieniędzy na skojarzenie z drugą osobą. Z tej perspektywy jesteśmy w stanie przesuwać w prawo tak długo, jak długo istnieje szansa, że ktoś w końcu odpowie tym samym. Ta nieprzewidywalność wprowadza nas w nieskończoną pętlę warunkowania instrumentalnego – raz na jakiś czas, za wykonanie kilkudziesięciu, kilkuset, kilku tysięcy nudnych ruchów otrzymamy nagrodę. I uznamy, że było warto, przechodząc do dalszego działania.
To nie wszystko. Nawiązując do badania, które wskazało na wzrost optymizmu w związku z samym korzystaniem z aplikacji, można pokusić się tezę, że Tinder może uzależniać podobnie jak Facebook, Twitter, czy… kokaina. Badania dowodzą, że otrzymanie powiadomienia na Facebooku wywołuje u użytkowników strzał dopaminy. Podobny rezultat daje połączenie par na Tinderze, co prowadzi do czerpania przyjemności z samej gry – nawet bez konwersacji i umawiania się z drugim użytkownikiem/użytkowniczką, czyli clou aplikacji.
Tinder a ekonomia behawioralna
Drugie ujęcie fenomenu Tindera zakorzenione jest w ekonomii behawioralnej. Ludzie doświadczają największego rozczarowania w sytuacji, w której rzeczywistość rozjeżdża się z oczekiwaniami, a rezultat nie był wart naszego wysiłku. Przykład? Odbyliśmy 10 randek z jedną osobą i na ostatniej ta osoba oznajmia nam, że poznała kogoś innego. Było warto? :)
Jedną ze strategii redukowania rozczarowania jest… obniżenie oczekiwań co do rezultatu. I to właśnie oferuje Tinder. Ile wysiłku wymaga zautomatyzowanie przesuwanie w prawo lub w lewo i wymiana kilku zdań w komunikatorze? To gra, w której mamy wysoką szansę na poznanie kogoś nowego niewielkim wysiłkiem i obniżając ryzyko w przypadku porażki (która następuje non stop).
Przyjmując obydwie te perspektywy, tj. psychologii poznawczej i ekonomii behawioralnej można również lepiej zrozumieć, dlaczego aplikacja niesie ze sobą tyle rozczarowania ukrytego za powierzchowną przyjemnością.
Ciemna strona Tindera
Wspólne badanie naukowców z uniwersytetów w Londynie, Sapienzie i Ottawie przyniosło ciekawy, choć nieco przygnębiający rezultat. Badacze założyli 14 kont w aplikacji i z automatu “lajkowali” wszystkich innych użytkowników. Następnie czekali na reakcję z drugiej strony – ile osób odwzajemni polubienie, a jeszcze do tego otworzy konwersację. Łącząc to z wynikami ankiety rozesłanej do użytkowników Tindera, okazało się, że:
- ⅓ mężczyzn korzystających z aplikacji najczęściej przesuwa w prawo za każdym razem (czyli wybiera “lajk” z automatu), ale w związku z tym znacznie rzadziej otwiera konwersację z potencjalną partnerką.
- Większość kobiet jest bardziej selektywna i wybiera ruch w prawo tylko wtedy, kiedy uznaje mężczyznę za atrakcyjnego.
Te dwie strategie sprzęgają się w błędnej pętli: mężczyźni bezrefleksyjnie “lajkują” każdą kobietę, co daje płci pięknej poczucie wyróżnienia i dodatkowo wzmaga ich selektywność. To z kolej zachęca mężczyzn do “zwiększenia swoich szans” poprzez lajkowanie jeszcze większej ilości kobiet. Ale kiedy przychodzi do otwarcia konwersacji, mężczyźni robią to niechętnie… bo polajkowali zbyt wiele użytkowniczek.
Paradoks, który prowadzi do frustracji obydwie strony:
- mężczyźni mają poczucie, że kobiety są zbyt wybredne,
- a kobiety, chociaż przytłoczone pozornym zainteresowaniem, nie mogą doczekać się pierwszej wiadomości od mężczyzn.
Co zabawne, jeden z redaktorów na portalu “Buzzfeed” uzasadnił nawet matematycznie użyteczność męskiej strategii “zawsze w prawo” odwołując się do teorii gier. Wg jego wyliczeń swipe zajmuje średnio 0,7 s, a przeglądanie każdego osobnego profilu przed przesunięciem to 4 s. Bardziej efektywne jest więc przesuwanie cały czas w prawo, bez namysły, a ocenianie tylko tych profili, z którymi nastąpiło połączenie i na tej podstawie podjęcie decyzji o nawiązaniu konwersacji.
Tym samym ekonomia behawioralna, minimalizacja ryzyka i maksymalizacja efektywności, prowadzi do wynaturzenia tego, co powinno być przyjemne w nawiązywaniu relacji z nową osobą. Mechanika Tindera nagradza mężczyzn za optymalną strategię, nie za romantyzm i styl.
Wyniki innego badania realizowanego przez naukowców Oxfordu skupiły się już na tym, co dzieje się po połączeniu użytkowników w pary, czyli analizie niemal 2 milionów konwersacji. I tu również dojmujące wnioski. Niemal połowa konwersacji okazała się… jednostronna. Użytkownik po drugiej stronie zwyczajnie nie odpisywał
- W przypadku, gdy mężczyzna pisał pierwszy, kobiety odpowiadały w 53% przypadków.
- W przypadku, gdy kobieta pisała pierwsza, mężczyźni odpowiadali w 42% przypadków (dlaczego – to już wiemy na podstawie wcześniej cytowanego badania).
Jaki z tego płynie wniosek? Że ta sama mechanika, która uzależnia od korzystania z Tindera jak z gry i pozwala czerpać przyjemność ze sporadycznego połączenie w pary, stanowi wystarczający substytut prawdziwego romansu. Skoro wystarczy nam dreszczyk emocji i szybki strzał dopaminy, to po co marnować czas na rozmowę i jeszcze na spotkanie na żywo?
Nie tylko Tinder
Psychologia kryjąca się za mechaniką i popularnością Tindera to mieszanka przyjemności z rozczarowaniem. Dokładnie taka sama, jaką doświadczamy w sporcie, podczas hazardu, czy grania w gry wideo. Nie jest to więc współczesny wynalazek – jedynie skompresowany w postaci poręcznej aplikacji mobilnej. Zawsze na wyciągnięcie ręki. Być może analizując zachowania użytkowników Tindera możemy dowiedzieć się więcej sami o sobie, a potencjał do dalszych badań jest ogromny.
Jeżeli podobał Ci się artykuł, gorąco zachęcam Cię do wspierania mojego vloga Bez/Schematu. Możesz zacząć od łapki w górę i subskrybcji ;)
—
Bartosz Filip Malinowski
Jestem strategiem, konsultantem i kreatywnym. Łączę kropki, które znikają ludziom z oczu. Założyłem agencję doradczą WeTheCrowd. Staram się także łączyć różne światy i dyscypliny oraz zachęcać do wyjścia ze swojej bańki na vlogu Bez/Schematu.
Skomentuj