W sprawie marnowanie żywności mówi się wiele, ale to wciąż za mało. Na szczęście coraz prężniej działają ruchy społeczne w obszarze foodsharingu. Może to właśnie jadłodzielnie, poprzez swoje oddolne działanie, mają szansę rozwiązać ten problem a jednocześnie spopularyzować sharing economy?
Światowe organizacje i rządy państw biją na alarm. Marnujemy stanowczo za dużo żywności! W UE gospodarstwa domowe wyrzucają rocznie ponad 98 milionów euro do kosza. W przeliczeniu na każdego mieszkańca Unii Europejskiej marnowane jest średnio 173 kg żywności. Rynek przyzwyczaił nas do rozpasanej konsumpcji. Kupujemy za dużo, o małej wartości, krótkim terminie ważności. Pełnowartościowego jedzenia nie wystarczy dla wszystkich, przy takim tempie liczba niedożywionych będzie rosła w zastraszającym tempie. Badania przeprowadzone przez Polską Fundację Pomocy Dzieciom pokazują natomiast, że aż 800 tys. dzieci w naszym kraju cierpi głód albo jest niedożywionych. Przy szeregu działań, które już teraz trzeba podjąć, jest także gros ruchów społecznych, którym na sercu leży zdrowe i zrównoważone odżywianie. Foodsharing to efekt ich pracy.
Jadłodzielnia czyli co?
Foodsharing w formie jadłodzielni ma być rozwiązaniem na wyrzucanie żywności i jednocześnie wsparciem osób potrzebujących. To tam bezpłatnie można zostawić jedzenie i je zabrać, jeśli tylko potrzebujemy. To nie jest wymiana coś za coś, to zwykłe dzielenie się.
Pierwsze jadłodzielnie powstały w Niemczech i stamtąd właśnie przyszła idea do Polski, ale nie tylko. Foodsharing funkcjonuje na pełnych obrotach także m.in w Holandii, Austrii, Szwajcarii i Włoszech. Główna myśl jest wszędzie taka sama: zebrać niewykorzystane jedzenie i podzielić się nim z innymi.
Zasada funkcjonowania jadłodzielni jest prosta:
Przynosimy żywność zdatną do spożycia, której nie potrzebujemy. Powinna być dokładnie opisana, włącznie z terminem przygotowania, jeśli takie wcześniej było.
Nie przynosimy alkoholu ani surowego mięsa.
Wolontariusz dba o czystość miejsca, świeżość produktów i potraw oraz transport, jeśli jest potrzebny.
Można odbierać żywność w godzinach otwarcia jadłodzielni.
Nie ma ograniczeń kto i co może zabrać, ani też kto może oddać produkty spożywcze. Jeśli więc herbata, ciasto lub pomidory mają się zepsuć pod Twoją nieobecność, oddaj je do najbliższej jadłodzielni. Do oddawania zachęcane są nie tylko osoby prywatne, darczyńcami mogą zostać lokale gastronomiczne, producenci żywności czy sklepy, które nie sprzedadzą towaru.
Jadłodzielnie w Polsce
Pierwsza w Polsce była jadłodzielnia na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego przy ul. Stawki 5/7. Kolejne wyrastały jak grzyby po deszczu. Wraz z ich rozwojem pojawiały się zarzuty, że stanowią konkurencję dla działań np. Banku Żywności. Jest wprost przeciwnie. Jadłodzielnie wspierają działania innych organizacji oraz uzupełniają akcje ratowania żywności i dzielenia jej wśród potrzebujących.
Zbierz zespół tzw. fudsejwerów (ratowników żywności), np. skrzykując ich przez Facebooka.
Znajdź miejsce, gdzie będzie funkcjonować jadłodzielnia.
Zorganizuj lodówkę i załóż stronę internetową lub profil w mediach społecznościowych. Voila! Właśnie stworzyłeś/-aś platformę sharing economy :)
Kto wie, może wystarczy lodówka i szafka z półkami, by zmienić świat na lepsze.
Beata, Zespół Jadłodzielnia Szczecin
Dlaczego zdecydowaliśmy się otworzyć Jadłodzielnię? Żyjemy w czasach kiedy marnuje się i wyrzuca wszystko: jedzenie, ubrania, sprzęt… Eksploatuje się do maksimum Ziemię. Chcemy pokazać, że można inaczej, że można podzielić się z każdym i można poczęstować się samemu zamiast iść do sklepu i wydać pieniądze. Jak to powiedział Gandhi „bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie
Kliknij i rozwiń
Sylwia Kowalska,
Jadłodzielnia Toruń
Od dłuższego czasu interesuję się ograniczonymi zasobami Ziemi, marnotrawstwem z tym związanym, szczególnie jedzeniem, które jest niezbędne do życia. Zastanawiałam się w jaki sposób każdy z nas może przyczynić się do zmniejszenia marnowania żywności. Okazało się, że więcej osób w Polsce i na świecie zauważa ten sam problem i tak powstał ruch foodsharingowy. W Toruniu przyłączyliśmy się do niego otwierając kolejne jadłodzielnie,
Aktualnie w Toruniu działają aż trzy, co bardzo nas cieszy, bo każdego dnia wspólnie z grupą ratowników i wolontariuszy ratujemy kilka kilogramów jedzenia. To sukces i powód do dumy.
Kliknij i rozwiń
Czy foodsharing ma przyszłość w Polsce?
Jak to tak brać jedzenie za darmo? Niewiadomo od kogo? Polacy generalnie nie są ufni. Jeśli chodzi o zaufanie, w rankingu Europejskiego sondażu społecznego 2014 zajmujemy 4 od końca miejsce, a za nami jest już tylko Bułgaria, Cypr i Słowacja. Młodsze pokolenie Polaków bardziej ufnie reaguje na nieznajomych i to najczęściej oni podejmują się inicjatyw w ramach sharing economy takich jak chociażby wspomniany foodsharing. Gdyby szukać złotego środka, to jadłodzielnie powinny pojawiać się w małych wspólnotach bliskich sobie osób (np. sąsiadów). Jednocześnie powinny one dawać poczucie anonimowości, bo wciąż jeszcze wyciągnie dłoni po pomoc lub korzystanie z darmowych zasobów jest traktowane lekceważąco. By jednak nie wróżyć kart, zapytałam przedstawicieli Jadłodzielni Szczecin i Toruń, jak widzą przyszłość jadłodzielni w Polsce.
Beata,
Zespół Jadłodzielnia Szczecin
Jadłodzielnie będą wyrastały jak grzyby po deszczu. Nas zainspirowała Jadłodzielnia w Toruniu, my zainspirowaliśmy kolejne miasta. I wszystko to w przeciągu 3 miesięcy. Zmienia się świadomość ludzi, którzy dochodzą do wniosku, że nie można tylko brać. Ludzie uczą się wymiany, uczą się szacunku do jedzenia, nawiązują się nowe relacje
Kliknij i rozwiń
Sylwia Kowalska,
Jadłodzielnia Toruń
Według mnie idea w najbliższym czasie będzie się rozrastać, w ciągu ostatnich miesięcy powstały kolejne jadłodzielnie na terenie naszego kraju. To dobrze. Mam nadzieje, że uda zmienić się przepisy i obciążać sklepy karami za wyrzucanie żywności.
Mam także nadzieję, że świadomość ludzi poprzez otwieranie jadłodzielni, mówienie o tym w jakim celu one powstają, pozwoli na lepsze zrozumienie problemu z jakim się borykamy a co za tym idzie – wpłynie na indywidualne decyzje każdego konsumenta.
Kliknij i rozwiń
Foodsharing a nowe technologie
Czy technologia wspiera działania jadłodzielni? Osobiście nie spotkałam się z polską aplikacją foodsharingową, na którą bez wątpienia jest zapotrzebowanie.
Po zalogowaniu i ustawieniu lokalizacji, będziesz miał/-a dostęp do darczyńców w promieniu maksymalnie pięciu kilometrów. Clou aplikacji to połączenie sąsiadów i sklepów w bliskiej odległości. W ramach wytworzonej sieci łatwo znaleźć informację kto i co oferuje, czy to marchewki z własnej działki czy pozostałości po świątecznym obiedzie dla całej rodziny. Wystarczy zrobić zdjęcie tego, czym chcesz się podzielić, zwięźle opisać i ustalić sposób odbioru. Jeśli zaś szukasz czegoś na ząb za pośrednictwem Olio, przejrzyj wyświetlane produkty w Twojej okolicy i skontaktuj się z właścicielem wysyłając mu wiadomość.
Niemiecka strona Foodsharing wymaga zalogowania (wraz z podaniem adresu), by móc publikować oferty. Atrakcyjniejsze dla odbiorców są te ze zdjęciem i dokładnym opisem kiedy i gdzie można odebrać żywność. Jeśli chcemy skorzystać z czyjejś hojności, przy ofertach znajdziemy także odległość od naszej lokalizacji, która ma pomóc w podjęciu decyzji o odbiorze. Największym utrudnieniem jest to, że strona działa jedynie w języku niemieckim i dotyczy głównie Niemiec.
Wydaje się zatem, że wraz z rozwijającą się w Polsce ideą foodsharingu, brakuje prostego narzędzia, który pełniłoby funkcję spożywczego Tindera. Mogłoby to być pomocnym uzupełnieniem funkcjonujących już jadłodzielni. Na razie musi wystarczyć na Facebook, bo pierwsze kroki to jednak wciąż przełamywanie strachu przed nieznajomymi i rozwijanie zaufania społecznego. Na to jednak gotowego przepisu nie mamy.
Na moment przed wyjściem do pracy sięgasz po smartfona i zamawiasz smoothie oraz sałatkę owocową do odebrania z pobliskiej domowej kuchni. Po pracy odwiedzasz sąsiadów na wspólną biesiadę przy risotto, a jedną dodatkową porcję zanosisz jeszcze miłej starszej pani mieszkającej dwa bloki obok.
Foodsharing, czyli dzielenie się jedzeniem nie jest nowym zjawiskiem – podobnie jak cała gospodarka czy ekonomia współdzielenia. Jednak dziś wykorzystujemy mechanizmy społecznościowe i internet do tego, aby wprowadzić ją na zupełnie nowy poziom. Zaczynamy przełamywać lęk przed dopuszczeniem do naszego stołu już nawet nie sąsiadów, a kompletnie obcych osób. Coś, co przez lata utożsamiane było wyłącznie z rodziną, święte miejsce integracji i bliskości, nagle otwieramy na innych a siebie na nowe doświadczenia.
Dodajmy do tego, że 30-50 proc. jedzenia marnujemy w drodze na nasz talerz lub z talerza. Męczy nas bezmyślny konsumpcjonizm. Niektórych z nas męczy już nawet dieta pudełkowa – wolimy domowe posiłki przygotowane ze sprawdzonych składników przez lokalnych kucharzy.
Na tym gruncie rozwija się jedna z najciekawszych gałęzi ekonomii współdzielenia, coraz bardziej obecna także w Polsce: meal sharing, czyli dzielenie się posiłkami na różne sposoby.
Podróżnicze i towarzyskie doznania przy stole
Stosując duże uproszczenie, pierwszy rodzaj meal sharingu, który chcę przedstawić, można by nazwać Airbnb dla posiłków. Każda z platform operujących w tym modelu spełnia jedną podstawową funkcję: pomaga kojarzyć miłośników dobrego jedzenia (foodies) z gospodarzami-kucharzami (hosts), którzy zapraszają do swojego stołu na wspólny posiłek. Sądzę, że lepszym od Airbnb punktem odniesienia byłby w tym przypadku couchsurfing, bo nie chodzi wyłącznie o to, żeby znaleźć się przy czyimś stole – chodzi o to, aby znaleźć się przy tym stole z kimś. Dlatego do tej odmiany meal sharingu przylgnęły nazwy communal dining czy social dining, oznaczające spożywanie posiłków wspólnie, w doborowym towarzystwie – dla przyjemności chwili, dla poznania nowych osób.
Szukasz kulinarnych doświadczeń?
Jesteś foodie, uwielbiasz podróżować i chłonąć obce kultury? A może po prostu nie masz co robić w swoim mieście, bo ono nie jest w stanie za Tobą nadążyć, a Twoja otwartość na nowych ludzi jest legendarna?
Wybierasz jedną z platform/aplikacji, które opisałem poniżej.
Przeglądasz i odkrywasz menu, posiłki i gospodarzy w swoim lub innych miastach, którzy zapraszają do wspólnego stołu.
Wybierasz i rezerwujesz miejsce przy stole. Oczywiście, wiąże się to najczęściej z konkretną opłatą (“wejściowe”), którą ustalił gospodarz.
Zajmujesz miejsce przy stole i delektujesz się posiłkiem oraz poznawaniem różnorodnych, inspirujących ludzi – nie tylko gospodarza, ale i innych zaproszonych gości.
Proste? W ten sposób działa kilka prężnie rozwijających się aplikacji meal sharingowych.
EatWith to platforma założona w 2010 roku w Tel Awiwie (teraz San Francisco), agregująca menu od ponad 650 gospodarzy, którzy operują w przeszło 200 miastach na całym świecie. Powstała z myślą o osobach kochających podróże i chcących odkrywać nowe kultury przez ludzi i kuchnię.
Foodies mogą oceniać gospodarzy i ich menu (system gwiazdek), oraz wystawiać recenzje, dokładnie tak, jak na Airbnb. Co do zasady, opłata “wejściowa” pokrywa koszty posiłku z niewielkim zyskiem dla gospodarza + 15% prowizji dla EatWith.
Platforma prowadzi też uważny proces weryfikacji gospodarzy. Pracownik odwiedza dom aplikującego, aby sprawdzić jakość jedzenia, wystrój, czystość, warunki bezpieczeństwa, a nawet jego zachowanie.
Alternatywny i pyszny sposób dla podróżników na odkrywanie świata
EatWith to bezdyskusyjny pionier sharing economy w zakresie dzielenia się posiłkami, który wyznaczył model funkcjonowania i wzorzec dla pozostałych platform tego typu.
VizEat nie różni się znacząco od EatWith ani w swojej filozofii, ani w sposobie działania. Wszystko sprowadza się do doświadczania jedzenia i kultury “od wewnątrz”, siadając do jednego stołu z lokalsami.
Jest także polski EatAway, o którym pisaliśmy w jednym z naszych poprzednich tekstów. To jedyna tego rodzaju aktywna platforma w Polsce na tę chwilę (tuż za rogiem czai się jeszcze zwyczajny.pl). Jest bardzo prawdopodobne, że znajdziesz na niej oferty współdzielonego posiłku w swoim mieście, co nie jest oczywiste w przypadku większości platform zagranicznych. Ciekawe, że EatAway pozwala także na zamawianie posiłków z odbiorem… co w zasadzie ma sens, gdyby spojrzeć na nazwę ;) Tym samym appka ląduje jedną nogą również w drugim modelu meal sharingu, który za moment omówię.
Celowo podkreślę raz jeszcze mechanizmy, które wyróżniają platformy social dining i siłą rzeczy kojarzą się z Airbnb:
listę dostępnych “stołów” i menu oferowanych przez hosta, wraz z cenami wstępu i terminami;
wyszukiwanie ofert wspólnych posiłków po miastach i datach;
gwiazdkowy system ocen hostów i posiłków oraz recenzji;
często dodatkowy system weryfikacji hostów i foodies np. przez potwierdzenie telefoniczne.
Chcesz gotować i stołować ciekawych ludzi?
OK, a co w sytuacji, w której to Ty chcesz być hostem – przygotowywać posiłki, zapraszać do swojego stołu obce osoby i przy okazji zarobić parę groszy?
Tworzysz swój profil, wypełniasz go podstawowymi informacjami i potrawami, które lubisz gotować.
Planujesz pierwszy wspólny posiłek, ustalając jego cenę i datę…
…i publikujesz go na platformie, aby inni mogli do Ciebie dołączyć.
VizEat dodatkowo weryfikuje kucharzy, sprawdzając założone profile i wspierając w przypadku jakichkolwiek wątpliwości.
EatWith jako lider segmentu i wzór w zakresie standardów ma nieco bardziej złożony proces włączania kucharzy do społeczności.
Musisz złożyć aplikację online, którą ocenią pracownicy firmy.
Przygotować testowe wydarzenie, na którym zaprezentujesz swoje umiejętności kulinarne i towarzyskie. To właśnie wówczas następuje spotkanie z pracownikiem EatWith.
Wybrani kucharze otrzymują również dostęp do specjalnych programów szkoleniowych, aby wspomóc rozwój ich umiejętności i marek osobistych.
Lokalny kucharz i posiłek na wynos
Jeżeli przedstawiony przeze mnie pierwszy model meal sharingu można przyrównać do Airbnb, to drugi – ponownie, pozwalając sobie na duże uproszczenie – jest jak Uber dla posiłków. Dlaczego? Ponieważ uzbrajasz się w odpowiednią appkę i szukasz posiłków przygotowanych przez innych użytkowników w najbliższym sąsiedztwie, z odbiorem osobistym lub dowozem. Pewnie, można by w tym wypadku zapytać: na ile jest to jeszcze sharing economy, skoro niewiele tu współdzielenia czegokolwiek? To raczej kupno-sprzedaż posiłków, która często angażuje profesjonalnych kucharzy weryfikowanych przez platformy. Ale skoro Uber jedną nogą stoi w sharing economy, podobnie można potraktować poniższe platformy i aplikacje.
W modelu “uberowym” różnorodność platform i aplikacji jest większa niż w communal diningu, jednak sposób korzystania z każdej z nich stosunkowo podobny.
Łapie Cię głód lub potrzebujesz drugiego śniadania do pracy? Sięgasz po smartfona i meal sharingową aplikację lub logujesz się na platformie.
Przeglądasz dostępne menu od lokalnych kucharzy. Możesz także zwrócić uwagę na ich lokalizację oraz kalendarz posiłków.
Wybierasz posiłek lub zestaw posiłków.
Odbierasz posiłek osobiście) lub zostaje on dostarczony pod Twoje drzwi.
Zacznijmy od Josephine, moim zdaniem jednej z najciekawszych platform sharing economy w ogóle. Założona w 2013 r. w Los Angeles od początku stawia sobie za cel wzmacnianie lokalnych społeczności, zbliżanie do siebie ludzi, budowanie zaufania i szansę na zarobek dla osób mających pod górkę na rynku pracy. Josephine łączy ludzi takich jak Ty i ja przez jedzenie. Lokalni kucharze to zwykli ludzie, którzy gotują z pasją i talentem i gotowi są podzielić się za niewielkie pieniądze kilkoma dodatkowymi porcjami posiłku. A Ty poznajesz ich osobiście i ściskasz ich dłoń, bo odbierasz posiłki odwiedzając ich w domu.
Platforma nie tylko dumnie opowiada historie kucharzy za pośrednictwem swojej strony. Na początku 2017 r. zaczęła również oferować im udziały w firmie, w zależności od tego jak długo są w społeczności i ile posiłków wydają. Mało? Josephine stworzyło “Radę Kucharzy”, która regularnie spotyka się z zarządem i otrzymuje jedno miejsce w Radzie dyrektorów przedsiębiorstwa. Jeżeli jest jakaś marka, która może stanowić wzorzec dla innych w gospodarce społecznościowej, to bez wątpienia jest to “Józefina”.
Podobnie działa polski Quertes, o którym również pisaliśmy w jednym z wcześniejszych tekstów. Nie ma tak wyrazistej misji społecznej jak Josephine (choć stawia na aktywizację osób starszych), ale to w zasadzie jedyna opcja obok EatAway, z której możesz korzystać w Polsce, chcąc zarabiać na przygotowywanych przez siebie posiłkach.
Munchery i Cookunity, które operują głównie w Nowym Jorku, to w zasadzie bliźniaki, jednak nie będące klonami Josephine. Po pierwsze, stawiają na profesjonalnych, niezależnych kucharzy. Po drugie, współpracują z lokalnymi farmerami i od nich pozyskują składniki. Po trzecie, zapewniają dostawę do domu. Wydają się najbardziej biznesowymi przedsięwzięciami spośród wszystkich prezentowanych przeze mnie platform meal sharingu i na pewno najmniej w nich interakcji między użytkownikami czy współdzielenia. Nie można im jednak odmówić społecznej misji i mechanizmów społecznościowych, które czynią z nich atrakcyjną, społecznościową alternatywę dla segmentu diety pudełkowej.
Munchery pozwala ci na jedzenie bez kompromisów, dostarczając pysznych, w całości naturalnych i przygotowanych przez chefów posiłków prosto pod twoje drzwi — gotowych na spożycie wtedy, kiedy ty jesteś na to gotów.
Na deser zostawiłem KitchenSurfing i polskie UlalaChef. Obydwie platformy umożliwiają… zarezerwowanie chefa, który zrobi zakupy, przyjdzie we wskazane miejsce i przygotuje posiłek. I jeszcze po sobie pozmywa (!). Skoro posprzatajmi.pl czy szopi.pl to współdzielenie czasu i umiejętności, to dlaczego tak samo nie potraktować kulinariów?
Ulala Chef to platforma umożliwiająca wynajem prywatnego kucharza (…) Nie musisz się niczym zajmować, chef zrobi wszystko za Ciebie. Ty możesz się zrelaksować i zająć rozmową ze swoimi gośćmi. A po imprezie masz sprzątniętą kuchnię!
Chcesz sprzedawać swoje posiłki?
A więc planujesz działać jako freelance chef? Najlepiej wykorzystaj Quertes lub EatAway, które poza wspólnymi biesiadami także pozwala Ci na przygotowywanie posiłków na wynos. Wystarczy założyć konto, dodać informacje o sobie, przedstawić menu wraz ze zdjęciami oraz ceny. Jeśli chcesz gotować dla innych na miejscu, wybierz UlalaChef i przedstaw się firmie za pośrednictwem specjalnego formularza.
Josephine, które operuje w USA, ze względu na inne przepisy i troskę o standardy, ma znacznie bardziej złożony proces weryfikowania kucharzy.
każdy kucharz musi przejść kurs, w wyniku którego otrzyma certyfikat w zakresie obsługi żywności,
a także odbyć rozmowę z przedstawicielem Josephine.
Gdy wyjdzie o jedną porcję za dużo – zrób coś dobrego
Wyróżnienie honorowe otrzymują ode mnie LeftoverSwap i Casserole Club. Nie reprezentują oni odmiennego modelu meal sharingu, a raczej społeczne zaangażowanie i najlepsze wartości w sharing economy.
LeftoverSwap to prościutka aplikacja na smartfona z równie prostym zastosowaniem. Jeżeli Twój brzuch jest pełny i pozostał Ci jakiś posiłek, zrób mu zdjęcie i wrzuć je do aplikacji. Ktoś w pobliżu może być głodny i zechce je od Ciebie odebrać lub… zamienić na inny posiłek. W każdym razie nie trzeba go będzie wyrzucać. Pozostaje czekać na polski odpowiednik.
Casserole Club i jego społeczność w Australii i Wielkiej Brytanii wspiera tych, którzy z jakiegoś powodu nie zawsze mogą samodzielnie przygotować obiad lub kolację. Najczęściej chodzi o osoby starsze mieszkające w sąsiedztwie, dla których czyjekolwiek odwiedziny stanowią lek na bezgraniczną samotność. Oczywiście, ludzie starsi rzadko korzystają z internetowych platform, dlatego Casserole Club umożliwia sugerowanie adresów oraz nazwisk osób, które chciałyby, aby zapukać do nich z ciepłym posiłkiem. Kucharze, którzy dołączają do społeczności, działają jako wolontariusze i przechodzą prosty proces weryfikacji. Wielki ukłon – dla wszystkich zaangażowanych i dla twórców platformy.
Moda? Styl życia!
Platform i aplikacji meal sharingu będzie przybywać, bo millenialsi są bardziej ufni, chętni by współdzielić i zapraszać do stołu ludzi, których dopiero co poznali przez internet. Motywacji do udostępniania czy sprzedawania domowych posiłków i wspólnej biesiady jest kilka.
Jeśli mówimy o social diningu:
możliwość spróbowania nowych potraw…
…oraz poznania inspirujących osób i kultur;
przyjemność chwili i wspólne przeżycia, bo skoro jedzenie łączy ludzi, to rozmowy budują trwałe relacje;
oszczędność czasu i pieniędzy;
czasem także jako sposób na samotność.
Jeśli mówimy o lokalnej sprzedaży domowych posiłków:
możliwość zarobku (z perspektywa kucharza);
oszczędność czasu i pieniędzy (z perspektywy nabywcy);
szansa na sprawdzenie swoich umiejętności kulinarnych – zarówno przez profesjonalnych kucharzy, tych aspirujących, czy po prostu miłośników gotowania
W tej kwestii najlepiej oddać głos społeczności – osobom, które korzystają z meal sharingu regularnie.
Grzesiek Górzyński
Zacząłem z potrzeby spróbowania czegoś nowego, na długo nim zacząłem pracować w EatAway. Moim pierwszym posiłkiem był ramen na wynos, od Arisy z Japonii. Interesowałem się Dalekim Wschodem i chciałem skosztować czegoś prosto z tego regionu.
W tej chwili ok. 2 razy w miesiąc bywam u kogoś na domowym posiłku i do tego mniej więcej raz na 2 tygodnie zamawiam takeaway’e – domowe jedzenie na wynos.
Co najbardziej kręci mnie we wspólnych posiłkach? Poznawanie nowych ludzi i kultur poprzez jedzenie. Na początku było to trochę stresujące – iść do obcej osoby do domu. Teraz wiem, że w osoby gotujące w EatAway są fantastyczne – na tyle szalone, żeby zapraszać do siebie gości
Za każdym razem jestem zaskoczony nowymi smakami. Wielu potraw już w życiu spróbowałem, ale za każdym razem podczas kolacji u kogoś z innego państwa udaje mi się odkryć coś nowego.
Kliknij i rozwiń
Mateusz Gierczak
O EatAway, bo z tej strony korzystam w kontekście meal sharingu, dowiedziałem się od kumpla. Spodobało mi się przede wszystkim to, że mogę spróbować przysmaków z całego świata, będąc cały czas w Krakowie. Czemu nie pójdę po prostu do knajpy? Chyba wszyscy mamy tak, że wolimy jak coś jest “domowej roboty”.
Podczas wspólnych kolacji, gospodarze zazwyczaj opowiadają o swoich potrawach, ale też lokalnych zwyczajach, co świetnie buduje atmosferę. Z takich kolacji u kucharzy korzystam raz na kilka tygodni, sam nie mogę niestety zaoferować nic od siebie, ale za to moja współlokatorka zaczęła gotować wegańskie przysmaki i sprzedawać je na wynos.
Kliknij i rozwiń
Marta Olechno
Jestem fanką gotowania i jedzenia, więc postanowiłam wystawić kilka swoich autorskich dań przez aplikację Quertes. Nie sądziłam, że odzew będzie tak spory. Sprzedałam wszystkie smakołyki bez problemu. Wszystko przebiegło sprawnie i nie ukrywam, że się tego nie spodziewałam.
Co mnie do tego zmotywowało? Lubię gotować i dzielić się z innymi tym co udało mi się przyrządzić, dlatego jako chef korzystam z appki średnio raz na tydzień.
Kliknij i rozwiń
W Polsce gałąź meal sharingu jest jeszcze młoda, ale rozwija się tak szybko, jak cały rynek gospodarki współdzielenia. Fajnie byłoby zobaczyć polski odpowiednik Josephine, ale i ciekawą, sąsiedzką i organiczną alternatywę dla diet pudełkowych czy aplikację do wymiany posiłek-za-posiłek.
Chętnych do korzystania z tego rodzaju rozwiązań jest dużo, a każdy, kto spróbuje raz, będzie chciał próbować więcej. Na sztandarach Josephine widnieją słowa:
Kiedy jedzenie przygotowywane jest przez osobę, a nie przez korporację, smakuje inaczej. Domowe posiłki zaspokajają więcej niż tylko nasz apetyt. One łączą ludzi.
Jako WeTheCrowd pragniemy wspierać rozwój gospodarki współpracy (społecznościowej) nie tylko online. Dlatego planujemy cyklicznie realizować wydarzenie eksperckie “Perspektywy rozwoju gospodarki społecznościowej”. Zależy nam na:
Rozbudzeniu dyskusji nt. gospodarki społecznościowej w Polsce.
Zintegrowaniu przedstawicieli różnych branż na rynku.
Zebraniu i utrwaleniu wniosków, które posłużą organizacji następnych konferencji eksperckich oraz większej ogólnopolskiej konferencji otwartej.
Pierwsza odsłona konferencji miała miejsce 8 czerwca w Łodzi. Wraz z partnerami i pionierami gospodarki współpracy (społecznościowej) w Polsce – startupami, NGOs i aktywistami – wspólnie dyskutowaliśmy nad wyzwaniami stojącymi przed młodym rynkiem collaborative economy i szansami na jego dalszy rozwój.
Prezentujemy Wam skrótową relację, mając nadzieję, że niebawem dołączycie do nas w budowaniu silniejszej gospodarki społecznościowej.
Konsekwencja w działaniu, wspieranie projektodawców, budowanie zaufania oraz współpraca z partnerami instytucjonalnymi to działania, które pozwalają platformom crowdfundingowym na stabilny rozwój.
Dwie najważniejsze kwestie, które mogą przyspieszyć rozwój crowdfundingu udziałowego to uproszczenie procesu zakładania spółek i zniesienie ograniczenia ilości inwestorów oraz limitu 100 tys. Euro przypadających na jedną emisję bez konieczności tworzenia dokumentu prospektowego.
Crowdfunding oparty na nagrodach zyskałby na implementacji kilku uproszczeń w sferze formalnej dla zarządzających platformami, realizatorów kampanii i wspierających. Brakuje precyzyjnych regulacji prawnych, w wyniku czego crowdfunding często mylony jest ze zbiórką publiczną.
Ważnym instrumentem wspierającym rozwój crowdfundingu mogłoby być wprowadzenie ulg podatkowych dla osób realizujących zbiórki i wspierających zbiórki.
Warto edukować potencjalnych autorów zbiórek, że o sukcesie finansowania społecznościowego trzeba mówić nie w momencie zgromadzenia funduszy, a po zrealizowaniu celu i wywiązaniu się ze świadczeń względem wspierających.
Najważniejszymi partnerami platform pozostają ich społeczności.
Carsharing to wygodne uzupełnienie komunikacji miejskiej. Dlatego firmy carsharingowe gotowe są podjąć współpracę z władzami miast, by razem wychodzić naprzeciw potrzebom odbiorców np. udostępniając możliwość parkowania aut carsharingowych w strefie bez samochodów czy dając darmowy dostęp do parkingów publicznych.
Nieograniczony potencjał zwykłych kierowców daje JadeZabiore i podobnym platformom przewagę nad firmami kurierskimi. Perspektywą jest rozszerzenie usług do modelu, w którym nadanie i odbiór przesyłki odbywałbysię w tym samym dniu oraz wsparcie kierowców w obniżeniu kosztów przejazdu.
Brak współpracy ustawodawców z twórcami platform takich jak JadeZabiore może spowodować, że w przyszłości usługi te ponownie zejdą do szarej strefy.
Przyszłością dla portali i aplikacji związanych z transportem może być współpraca z aplikacjami nawigacyjnymi. To wyjście naprzeciw użytkownikom, mieszkańcom miast, którzy w łatwy i szybki sposób pragną wybrać najlepszy środek transportu.
Aplikacje takie jak TakeTask, posprzatajmi.pl czy szopi.pl reagują na zmieniające się nawyki społeczeństwa i trendy demograficzne.
Użytkownicy aplikacji (tzw. szoperzy, workerzy, osoby sprzątające) to głównie milenialsi, którzy cenią sobie dużą elastyczność pracy i swobodę w wyborze zajęcia.
Świadczenie usług z pominięciem pośredników i na żądanie, ze wsparciem narzędzi online, pozwala na aktywizację zawodową osób, które w innych warunkach nie odnajdują się na rynku pracy.
Największe problemy platform i aplikacji działających w segmencie dóbr i usług to kwestia rozliczeń podatkowych oraz odmienne uwarunkowania prawne w krajach UE.
Jednym z hamulców rozwoju podmiotów tego typu pozostaje niska świadomość społeczna możliwości realizowania usług w oparciu o społeczność i online.
Foodsharing, mealsharing i jadłodzielnie zyskują w Polsce na popularności. Głównymi czynnikami mającymi na to wpływ są chęć ograniczenia marnowania żywności oraz przyjemność z interakcji.
Jako społeczeństwo marnujemy za dużo jedzenia i nie mamy nawyku się nim dzielić z obcymi osobami. Dochodzi do tego stres społeczny i niski poziom zaufania (w Polsce ten wskaźnik jest najniższy w Europie). Dlatego platformy takie jak Quertes czy zwyczajny.pl kładą nacisk na budowanie wzajemnego zaufania między użytkownikami.
Aby jadłodzielnie mogły powstać i z powodzeniem funkcjonować w polskich miastach, ważne jest wsparcie podmiotów lokalnych i regionalnych w zakresie prawnym oraz promocji.
Na poziomie instytucjonalnym powinny zostać uregulowane kwestie prawne i podatkowe związane z dzieleniem się żywnością. Chodzi tutaj głównie o marnowanie żywności w supermarketach czy restauracjach.
Skomentuj