Przeczytasz w 5 minut
Udostępnij

Jak załatwić sobie koncert Foo Fighters?

Mniej więcej rok temu, w maju, Włoch Fabio Zaffagnini zorientował się, że jego ulubiony zespół muzyczny Foo Fighters nie odwiedził Romanii od 1997 r. Postanowił więc znaleźć sposób, aby ściągnąć gwiazdę rocka w rodzinne strony. Idea była prosta: skopiemy tyłek całemu światu i zrobimy to w taki sposób, żeby nie umknęło to uwadze samego Dave’a Grohla. Szalony pomysł szybko przerodził się w międzynarodowe wydarzenie.

Zamysł był taki, aby symultanicznie, w Tłumie, odegrać jedną z najbardziej znanych piosenek FF. Szybko zaczęło to przybierać formę złożonego przedsięwzięcia. Zaffagnini poprosił o pomoc najbliższych znajomych, ale to był dopiero początek długiej drogi. Brakowało ludzi, ekspertów, pomysłów oraz muzyków, którzy potrafiliby w zgrany sposób wykonać numer. Pomysłodawca zaczął od właściwej strony. Przygotował filmy promocyjne prezentujące innym ideę w Tłumie, a następnie zorganizował przyjęcie w pobliskim teatrze, na którym podzielił się animowanym trailerem przyszłego wydarzenia. Zaczął więc możliwie najlepiej — od pobudzenia wyobraźni fanów, aby mieć na pokładzie ich serca i umysły.

Niedługo później udało się znaleźć rzecznika prasowego, inżynierów, technicznych, fundraiserów, grafików, webmasterów oraz oczywiście trzon projektu — profesjonalnych muzyków wyłonionych z kilkudniowego castingu. Po roku przygotowań oraz akrobacji organizacyjnych, pomysł stał się rzeczywistością i na przedmieściach Ceseny 1000 muzyków wykonało wspólnie kawałek Learning to Fly.

Film z tego wydarzenia obiegł cały świat i co najistotniejsze, obejrzał go sam Dave Grohl, a następnie odpowiedział swoim włoskim fanom… w ich języku.Udało dokonać się niemożliwego — ich idol obiecał, że odwiedzi Cesenę.

Powyższy projekt — Rockin’1000 — nie jest jedynym tego rodzaju, z jakim styczność mieli muzycy Foo Fighters. Kilka miesięcy wcześniej jeden z fanów zespołu — Andrew Goldin — zaczął sprzedawać bilety na ich nieplanowany koncert (jeden bilet w cenie 50$). Przyświecała mu odkładnie taka sama idea, jak u Zaffagniniego. Pragnął zobaczyć gwiazdy rocka na żywo w swoim ukochanym mieście. Dlatego wyszedł z własnym pomysłem na występ, samemu stając się liderem ruchu i organizatorem, przy wsparciu CROWDu próbując dotrzeć do świadomości Foo Fighters. Ku zdziwieniu wszystkich, większość biletów została wykupionych przez dwóch lokalnych przedsiębiorców (Brown’s Volkswagen oraz Sugar Shack Donuts), którzy następnie rozdali wejściówki swoim klientom. Akcja zakładała zbiórkę 70 tysięcy dolarów, a w razie niepowodzenia, pomysłodawca Andrew Goldin zobowiązał się zwrócić wpłacone pieniądze. Zbiórka zakończyła się sukcesem. Dave Grohl wraz z chłopakami z zespołu zagrał jeden z najbardziej kameralnych koncertów od czasów Garage Tour. Dokładnie takie samo wydarzenie miało miejsce w Kornwalii, ale budżet przekroczył 300 tys. funtów.

Jak kolektywnie spełniać marzenia?

Wydarzeniem ideowo zbliżonym do Rockin’1000 jest odbywający się co roku Thank You Jimmy Festiwal, gdzie na wrocławskim rynku grupa gitarzystów próbuje pobić  gitarowy rekord Guinnessa, odgrywając wspólnie utwór Hey Joe z repertuaru Jimmy’ego Hendrixa. Głównemu organizatorowi i pomysłodawcy, Leszkowi Cichońskiemu, zaproponowałbym prosty eksperyment: zapytać się każdego rejestrującego się na wydarzenie muzyka, czy chciałby zagrać inny utwór, niż ten narzucony przez organizatora. W końcu Hendrix miał więcej niż jeden ciekawy numer. A może nawet przeorganizować festiwal bić rekord również na innych utworach, innych artystów, bardziej współczesnych? Wyobraźmy sobie np. Tłumne odegranie Californication. Zdaję sobie sprawę, że dla Cichońskiego Hendrix jest niezaprzeczalnym numerem jeden, ale z roku na rok festiwal mógłby tylko zyskać na zaangażowaniu Tłumu, gdyby też włączyć go w proces decyzyjny.

Jako wielki fan szeroko rozumianej muzyki, chciałbym sam móc decydować kto i w jakim czasie zagra koncert w moim mieście. Czekanie kilka lat na kolejny koncert ulubionych kapel i gwiazd jest co najmniej frustrujące, a podróże za granice — zbyt dalekie. Takie samo poczucie frustracji towarzyszyło wszystkim organizatorom kolektywnych zbiórek na rzecz ściągnięcia Foo Fighter, do dawno nieodwiedzanych miejsc. Najciekawszym skutkiem wyżej opisywanego modelu jest usuwanie zbędnych elementów — najmniej interesujących wydarzeń muzycznych z życia kulturalnego miast, które i tak nie przyciągną wystarczającej ilości chętnych. W efekcie ludzie przestaną chodzić na muzyczne urodziny marketów i centrów handlowych, a zespoły będą musiały zbliżyć się do swoich fanów, aby przekonać ich do finansowania koncertów z pominięciem instytucjonalnego organizatora.

Fani jako organizatorzy koncertów

Zapewne w niedalekiej przyszłość fani będą mogli łączyć się w cyfrowych grupach i wspólnie planować nie tylko koncerty, ale także festiwale. Po sukcesie w Virginii, Goldin obecnie zajmuje się organizacją właśnie takiego festiwalu. Warto w tym celu przyjrzeć się stronie Wedemand.com, która jest obecnie jednym z największych ośrodków skupujących entuzjastów muzyki w Ameryce. Do tej pory fanom udało się zorganizować koncerty takich gwiazd jak: Slipknot, Taylor Swift, One Direction, Ariana Grande, The Who, Nicki Minaj, Blur. Sam Dave Grohl przychylił się do tezy, że CROWD może nie tylko sfinansować najbliższą trasę koncertową, ale crowdfunding w ogóle może stanowić główny model organizowania występów muzycznych. Ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Czeka nas muzyczno-społeczna rewolucja. Dlaczego? Bo będą do niej dążyć obydwie strony jednocześnie, póki nie spotkają się pośrodku.