Internet dla wykluczonych (2) Perspektywa ekspertów

Przeczytasz w 6 minut Collaboration

Artykułem “Pariasi sieci” otworzyliśmy serię poświęconą wykluczeniu internetowemu i rozwiązaniom, które mogą włączyć ponad połowę ludzkości offline do świata online. Dziś sięgamy po opinie ekspertów: europosła Michała Boniego, dr Alka Tarkowskiego i prof. Dariusza Jemielniaka.


Bartosz Filip Malinowski (BFM): Dlaczego nam wszystkim powinno zależeć na tym, aby podłączyć do sieci ponad połowę ludzkości, która nie korzysta z internetu?

Prof. Dariusz Jemielniak: Cyfrowe wykluczenie prowadzi do pogłębienia także innych podziałów społecznych. Ponadto, jeżeli wszyscy są w sieci, korzystanie z niej może być traktowane jako domyślne. Przykład? Obecnie domyślne jest, że każdy ma adres fizyczny – co oczywiście wyklucza osoby, które takiego adresu jednak nie posiadają.

Dr Alek Tarkowski: Mam nadzieję, że nie trzeba nikogo przekonywać, że dostęp do środków komunikacji, do źródeł wiedzy i kultury jest niezbędnym elementem modernizacji. Infrastruktura sieciowa jest równie ważna jak budowanie dróg, doprowadzanie wody i kanalizacji, czy elektryfikacja.

Ale jeszcze ważniejsze wydaje mi się, by pamiętać, że internet, komputery i komórki, usieciowione czujniki i kamery nie są cudownym rozwiązaniem naszych bolączek. Historia technologii komputerowych w edukacji jest pełna przypadków wiary, że wstawienie do szkół komputerów lub podpięcie ich do internetu, nagle poprawi edukację. Nigdy tak się nie dzieje. Łatwo też uszczęśliwiać ludzi na siłę sprzętem i infrastrukturą, która jest im niepotrzebna albo z której nie potrafią korzystać. Internet ma wielki potencjał, ale każdorazowo trzeba go dostosować do określonych potrzeb.

Michał Boni: Internet zmienia reguły gry we wszystkich dziedzinach naszego życia. Od gospodarki, która wykorzystuje szybkie sieci i korzysta z przetwarzania danych, przez usługi publiczne (nowe możliwości edukacyjne, przestawienie modelu ochrony zdrowia na prewencję i efektywność), na naszym życiu prywatnym kończąc. Oczywiście, są i szanse i zagrożenia. Szans jest więcej i mają one olbrzymie znaczenie dla rozwoju społeczno-gospodarczego. Jeśli więc nie chcemy eliminacji z nowych szans rozwojowych dużej części ludzkości, to celem kluczowym staje się dostęp do Internetu dla wszystkich. Wtedy zniknie bariera dyskryminacyjna w rozwoju, wzrośnie komunikacja całej populacji na Ziemi.

I jest to możliwe. Już za chwilę pojawią się balony na wysokości 30 km z sygnałami umożliwiającymi działanie i dostępność Internetu w dowolnym miejscu. Inwestycje w sieci ultra szybkiego Internetu staną się opłacalne wraz ze wzrostem ruchu online. Jeśli świat ma się rozwijać względnie równomiernie, to wszystkim nam powinno zależeć na dostępie do Internetu dla każdego.

BFM: Co rządy państw rozwijających się mogą zrobić, aby włączyć swoich obywateli do internetowego społeczeństwa?

Prof. Dariusz Jemielniak: Bankowość internetowa jest najbardziej zaawansowana właśnie w krajach rozwijających się. Zatem nie ma sensu zakładać, że to bogata północ zawsze wyznacza trendy. Tym niemniej, rozwój e-administracji i wsparcie wszelkiego rodzaju usług internetowych poprzez ich specjalne uprzywilejowanie (choćby podatkowe) to dobry start. Warto też działać na rzecz rozwoju infrastruktury. W Polsce ten rozwój został przystopowany regulacjami, które spowodowały, że nie opłaca się inwestować w łącza długofalowo.

Dr Alek Tarkowski: Nie jest mi łatwo komentować działania państw rozwijających się, gdyż moje własne doświadczenia dotyczą przede wszystkim tak zwanych państw rozwiniętych. W Polsce mamy wprawdzie ciągle problemy z samą dostępnością internetu (szczególnie na obszarach wiejskich), jednak są to problemy nieporównywalnie mniejsze niż na przykład w Afryce. Wspominam o tym, bo to przykład trudności z wyjściem poza nasze polskie doświadczenia i myśleniem o tych wyzwaniach w skali globalnej.

Rządy powinny przede wszystkim zadbać, by nie oddać kwestii e-integracji całkowicie w ręce komercyjnych podmiotów – szczególnie jeśli chodzi o kwestie infrastrukturalne. W wielu miejscach na świecie możliwy jest “żabi skok” w sprawie dostępności, dzięki sieciom komórkowym, dostępnym w miejscach, w których nigdy nie zostanie położony światłowód. Sieci te są stawiane przez podmioty komercyjne, ale państwa powinny dbać o ich regulację. Kluczową kwestią jest na przykład zadbanie o neutralność sieci. Z jednej strony mamy takie kraje jak Indie, które nie zezwoliły Facebookowi na wprowadzenie programu “Free Basics”, gdyż zagraża on właśnie neutralności. Ale wiele państw afrykańskich nie ma z tym programem problemu. Osobiście jestem nieufny wobec projektów zapewnienia dostępu do internetu prowadzonych przez wielkie firmy sieciowe, które mają interes w posiadaniu jak największej grupy klientów.

Michał Boni: Budowanie państwa niejako na nowo, unowocześnianie gospodarki, zmienianie mechanizmów rządzenia i oferty usług publicznych może i powinno tworzyć warunki dla używania Internetu. Bo to ułatwia życie, poprawia efektywność, zmienia jakość tychże usług publicznych. Przykładowo: w Afryce powstają aplikacje z informacjami i edukacją zdrowotną, z możliwościami mierzenia stanu zdrowia. I nawet, jeśli dzisiaj dotyczy to 25% mających dostęp do Internetu, to kształtują się nowe wzorce zachowań. I wokół tego buduje się cały nowy system. Podobnie z systemem bankowym – budowany od początku wymusza już dzisiaj używanie aplikacji bankowych, nie ma nawet potrzeby budowania oddziałów offline, bo funkcjonują wirtualne.

Do tego potrzebny jest rozwój infrastruktury, ale i budowanie świadomości znaczenia Internetu oraz edukacja cyfrowa. Szkoła dzisiaj musi dawać umiejętności cyfrowe, ale i edukacja dorosłych musi być na to nastawiona, żeby starsi nie zostali trwałe wykluczeni z efektów rewolucji cyfrowej.

Państwa mogą też poprawiać jakość usług administracyjnych oraz otwartość rządzenia używając narzędzi cyfrowych. Otwarte konsultacje, dzielenie się informacjami, partycypacja obywateli w procesach podejmowania decyzji – to ważne czynniki demokracji partycypacyjnej, możliwe właśnie dzięki narzędziom cyfrowym. Ważne, by państwa krajów rozwijających się zrozumiały, że inwestycje w Internet są inwestycjami w rozwój, wszechstronny rozwój.

BFM: A co mogą zrobić inne podmioty, jak NGOs, korporacje internetowe, organizacje międzyrządowe?

Prof. Dariusz Jemielniak: Trzeba dbać o przystępność dla najmniej uprzywilejowanych projektując aplikacje, usługi, a przede wszystkim strony WWW – np. utrzymywać wersje lekkie, nieobciążające łącza, dostosowywać się do wymogów offline (w Afryce popularny jest np. side-loading, pobieranie strony i dzielenie się z innymi urządzeniami itp.). Nie bez znaczenia jest też wychodzenie naprzeciw zdolnościom kognitywnym odbiorców, które mogą znacznie różnić się od użytkowników przyzwyczajonych do korzystania z sieci.

Dr Alek Tarkowski: Najważniejszym zadaniem powinno być przenoszenie wypracowanych rozwiązań skutecznego korzystania z technologii do miejsc, gdzie są one potrzebne. Zazwyczaj transfer przebiega z miejsc bardzo rozwiniętych do reszty świata. Ale są przykłady tego, że innowacja może rodzić się wszędzie – na przykład Ushahidi, crowdsourcingowy serwis do społecznościowego zbierania danych, zrodził się w Afryce. Robiąc to należy jeszcze mocniej pamiętać o dostosowaniu do lokalnych potrzeb i specyfiki. Te działania powinny być szczególną powinnością najbardziej rozwiniętych państw, ze Stanami Zjednoczonymi na czele. I nie należy tego zlecać wyłącznie rządom, bowiem organizacje pozarządowe zrobią to dużo zwinniej. Mogą to też robić korporacje, ale wtedy kluczowe znaczenie ma jasne zdefiniowanie ich misji społecznej i oddzielenie jej od chęci zysku – ten nie może być wystarczającą motywacją dla e-integracji połowy ludzkości.

Michał Boni: Internet ma to do siebie, że jest dobrem publicznym z jednej strony, z drugiej zaś – nie da się nim zarządzać bez współpracy ze wszystkimi interesariuszami: administracją, biznesem, światem obywatelskim, światem nauki. Tu sprzęgają się innowacje, prawa obywatelskie (dostęp do Internetu, ale i ochrona prywatności), efektywność gospodarowania, przejrzystość relacji władz publicznych ze społeczeństwami.

Organizacje pozarządowe są i powinny być adwokatami walki o prawo dostępu do Internetu, ale i o przestrzeganie np. prawa do ochrony prywatności oraz bezpieczeństwa w Sieci. Trzeci Sektor powinien szczególnie mocno upominać się o rozwój cyfrowych umiejętności w szerokim sensie: nie tylko kompetencje w posługiwaniu się komputerem i smartfonem, aplikacjami, ale i rozumienie mechanizmów świata cyfrowego, jak robi to WeTheCrowd. A za chwilę także ludzka kooperacja z robotami.


1200px-dr-_dariusz_jemielniak-2Prof. Dariusz Jemielniak
Teoretyk zarządzania, profesor nauk ekonomicznych, kierownik Katedry Zarządzania Międzynarodowego, centrum badawczego CROW (Center for Research on Organizations and Workplaces) w Akademii Leona Koźmińskiego oraz grupy badawczej NeRDS (New Research on Digital Societies). Autor książki “Życie wirtualne dzikich” i członek rady powierniczej fundacji Wikimedia.

 

kwadrat-alek-680x680Dr Alek Tarkowski

Socjolog, kierownik Centrum Cyfrowego Projekt: Polska, organizacji tworzącej narzędzia i metodologie wykorzystania technologii cyfrowych na rzecz zaangażowania społecznego. Koordynator projektu Creative Commons Polska, członek Rady Informatyzacji przy MAiC oraz Rady Administracyjnej międzynarodowego stowarzyszenia COMMUNIA

 

photo

Michał Boni

Polityk i kulturoznawca. Działacz podziemia Solidarności, na początku lat 90. podsekretarz stan w Ministerstwie Pracy i Polityki Socjalnej. W latach 2011-2013 pierwszy w Europie minister cyfryzacji w Europie Środkowo-Wschodniej, który opracował program poświęcony tworzeniu e-usług i walki z cyfrowym wykluczeniem. od 2014 deputowany do Parlamentu Europejskiego VIII kadencji.

    Szkolenia

    Skomentuj

    Jak inwestować przez crowdfunding udziałowy? (1)

    Przeczytasz w 20 minut Crowdfunding
    Autor 27 kwietnia 2017

    Crowdfunding i inwestowanie to dwa słowa, które coraz częściej występują obok siebie w jednym zdaniu. Na Zachodzie, szczególnie w Wielkiej Brytanii i USA, udziałowy model finansowania społecznościowego otworzył szansę na inwestowanie przed ludźmi, którzy wcześniej mogli tylko o tym marzyć, a przed rozwijającymi się firmami – alternatywne źródło kapitału. To rewolucja na rynku finansowym, a my pomożemy Ci do niej dołączyć.

    Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o samym modelu crowdinvestingu, to kliknij tutaj

    Jeżeli prowadzisz startup i myślisz o kampanii, sprawdź nasz poradnik: 1, 2, 3, 4, 5, 6

    W pierwszej części poradnika odpowiemy na trzy podstawowe pytania:

    1. Co to znaczy inwestować przez crowdfunding udziałowy?
    2. Po co inwestować przez crowdfunding udziałowy?
    3. Gdzie i w kogo inwestować?

    Co to znaczy inwestować przez crowdfunding udziałowy?

    Equity crowdfunding (ECF), czyli crowdfunding udziałowy (a precyzyjniej: crowdfunding inwestycyjny), oferuje możliwość inwestowania w spółki na bardzo wczesnym etapie ich rozwoju. Kiedy wspierasz spółkę na platformie equity, to nie kupujesz jej produktu czy usługi, jak w przypadku crowdfundingu opartego na nagrodach, tylko inwestujesz w nią. Faktycznie stajesz się udziałowcem i właścicielem kawałka biznesu, licząc na to, że w przyszłości zwróci Ci się to z nawiązką. Na tym etapie nie wiesz jeszcze, czy spółka stanie się gwiazdą (przyniesie wysoki zwrot) czy spłonie w atmosferze (upadnie albo przyniesie mało zadowalający zwrot). Dlatego zacznijmy od dwóch nienaruszalnych dogmatów do przyjęcia:

    1. Crowdfunding udziałowy wiąże się z ryzykiem, tak jak każda inwestycja. Jednak w przypadku spółek na wczesnym etapie rozwoju (tzw. early-stage ventures, w szczególności startupów) to ryzyko jest względnie wysokie. (Co wcale nie oznacza, że inwestowanie drogą ECF mija się z celem!)
    2. Stając się udziałowcem w spółce, jej sukces leży w Twoim interesie. I to całkiem dosłownie, bo im lepiej jej się powodzi, tym większą ma ona wartość na rynku. Im większa wartość spółki, tym większa szansa dla Ciebie na wyższy zwrot z inwestycji.

    Wracając więc do pytania postawionego w nagłówku: co to znaczy inwestować przez crowdfunding udziałowy? To znaczy inwestować swoje pieniądze i emocje w biznes, w który szczerze wierzysz. Działać racjonalnie, a nie wyłącznie emocjonalnie. Mieć świadomość ryzyka i być gotowym na nową relację biznesową. Bo, jak już ustaliliśmy, Wasze interesy – Twój i założycieli spółki – stają się zbieżne, w momencie, w którym dokonasz przelewu na platformie crowdfundingowej.

    Alon Hillel-Tuch z platformy RocketHub o podstawowych założeniach crowdinvestingu


    Po co inwestować przez crowdfunding udziałowy?

    Dla pieniędzy i satysfakcji, to oczywiste. Nie chcemy jednak zostawiać Cię z tym, co i tak już wiesz.

    Zacznijmy od trzech rzeczy, które sprawiają, że model udziałowy finansowania społecznościowego rzeczywiście stanowi atrakcyjną formę inwestowania dla wszystkich tych, którzy nigdy wcześniej nie mogli sobie na to pozwolić:

    1. Crowdinvesting obniża bariery wejścia. Większość ofert, na które natrafisz na platformach ECF, ustawia próg wejścia dla inwestora (cenę emitowanej akcji czy udziału) stosunkowo nisko. 50, 500, 1000, a nawet 5000 zł jest w zasięgu możliwości większości z nas. Możemy inwestować zdroworozsądkowe kwoty, a nie majątek.
    2. Crowdinvesting rozprasza ryzyko na wielu inwestorów. Mniej bolesne będzie źle zainwestowane 500 zł dla 100 osób niż 50000 zł dla jednej.
    3. Crowdinvesting umożliwia łatwą dywersyfikację. To wypadkowa dwóch poprzednich punktów. Dzięki niskim barierom wejścia można łatwo poszerzyć portfel inwestycji, lokując drobny kapitał w wiele rozmaitych spółek.

    Crowd, społeczność, daje efekt skali. Dla spółek to szansa na solidny zastrzyk finansowy od wielu drobnych inwestorów, a dla inwestorów – nakład minimalny do udźwignięcia i możliwość minimalizacji ryzyka.

    Łukasz Zgiep, COO CrowdWay.pl, Bloger na www.zgiep.com

    Crowdfunding udziałowy daje możliwość zbudowania własnego portfela inwestycji typu Venture Capital. Przed pojawieniem się platform ECF (equity crowdfundingu) inwestycje typu VC były dostępne tylko dla wąskiej grupy bardzo zamożnych ludzi. Dzięki technologii i modelom biznesowym collaborative economy każdy może stać się udziałowcem lub akcjonariuszem innowacyjnej spółki. To szansa na wysoki zwrot z inwestycji oraz, nie zapominajmy, ogromna szansa na rozwój polskiej gospodarki i innowacyjnych przedsięwzięć.

    Kliknij i rozwiń

    Arkadiusz Regiec, CEO Beesfund

    Do momentu, w którym nie powstały platformy equity crowdfundingowe, osoba dysponująca małym kapitałem nie miała szans na inwestowanie w startupy i innowacyjne firmy. Ten trend zmienia reguły gry i demokratyzuje dostęp do zysków. Pozwala przy małych kwotach tworzyć portfele ryzykownych inwestycji, bo przecież nasze 1000 zł możemy podzielić na kilka inwestycji. Ważne, aby pamiętać, że ryzyka nigdy nie zminimalizuje się do zera, dlatego nie powinniśmy inwestować powyżej kwoty, której strata nas zaboli.

    Kliknij i rozwiń

    Zwrot z inwestycji

    To pytanie na które po prostu musisz znać odpowiedź: jak może zwrócić się Twoja inwestycja?

    Formalnie istnieje pięć możliwości:

    1. Dywidenda, czyli okresowe wypłacanie części zysku wypracowanej przez spółkę, przeznaczonej do podziału między wspólników.
    2. Nabycie części lub całości udziałów przez innego inwestora. Może to być inwestor branżowy, anioł biznesu czy inny drobny inwestor.
    3. Nabycie spółki przez inną firmę, która zechce odkupić udziały (pokaźna suma zostanie wtedy podzielona między dotychczasowych udziałowców).
    4. Odkupienie udziałów z powrotem przez właścicieli, np. w sytuacji, w której taki warunek postawi im fundusz Venture Capital (“wyszczyszenie” struktury udziałów).
    5. Oferta publiczna (public offering), czyli emisja papierów wartościowych spółki i zaoferowanie ich do nabycia w obrocie giełdowym.

    Opcję #1 możesz skreślić z miejsca, ponieważ prawdopodobieństwo, że spółka wysokiego ryzyka zapewni dywidendę jest bliskie zeru – będzie wolała reinwestować większość zysku w dalszy rozwój. Nawet jeśli dywidendy się pojawią, to w perspektywie 7-10 lat, a i to nie gwarantuje zadowalającego zwrotu (dywidenda może być zbyt niska, jeśli będzie dzielona za wielu udziałowców).

    Opcja #5 wydaje się egzotyczna, ale nie jest niemożliwa. To marzenie wielu spółek, aby wejść na GPW czy New Connect. Gdyby tak się stało, sprzedaż akcji mogłaby okazać się dla Ciebie wyjątkowo opłacalna.

    Najbardziej prawdopodobne sposoby na wyjście z inwestycji to opcje #2, #3, #4, czyli sprzedaż udziałów innym inwestorom – branżowym, aniołom, czy firmom przejmującym część lub całość spółki.

    Czy tak się faktycznie stanie? Czy w spółkę, w której ulokujesz 2000 zł, po 3 latach zainwestuje inny, większy inwestor i odkupi od Ciebie udziały za 5000 zł, zapewniając zwrot x2.5? Tak, jest to możliwe, mając na uwadze wszystkie “ale”. A tych jest kilka.

    Przykładów udanych wyjść z inwestycji przez crowdfunding jest kilka (m.in.: Camden Town Brewery, E-Car Club, Mettrr Technologies, BrewDog, Celixir). Trzeba pamiętać, że spółki rozwijające się przynoszą zwrot z inwestycji dopiero po 7-10 latach, a crowdinvesting jest stosunkowo młody. Można spodziewać się, że każdy kolejny rok będzie przynosił coraz większą falę wyjść inwestorów z zyskiem. I to było to mniejsze “ale”.

    Większe “ale” to powszechnie znany fakt, że większość startupów upada, a te z nich, którym się powiedzie, nie zawsze mogą zapewnić zwrot z inwestycji. W przypadku spółek nie będących startupami prawdopodobieństwo sukcesu jest wyższe, jednak nie będzie on tak spektakularny, tzn. może zapewnić Ci zwrot, tyle że mało atrakcyjny.

    Dlatego podchodząc do crowdinvestingu kieruj się tymi trzema naczelnymi zasadami:

    1. Inwestuj w kilka spółek. Większość przedsięwzięć nie przyniesie oczekiwanych rezultatów finansowych (albo upadnie), ale te, które odniosą sukces, zrekompensują to z nawiązką.
    2. Nie inwestuj więcej, niż jesteś gotów stracić. Wówczas żadna inwestycja nie będzie Cię “bolała”, a Ty przygotujesz się psychicznie na ewentualną stratę.
    3. Inwestuj z głową. Jeżeli chcesz, możesz działać impulsywnie, ale jeśli inwestujesz dla zysku – poświęć czas na analizę oferty.
    Lucyna Warda, CEO FindFunds.pl

    Crowdfunding udziałowy należy do inwestycji wysokiego ryzyka. Nie ma żadnej gwarancji, że inwestor zarobi na takiej inwestycji, co więcej, inwestując w startupy, każdy inwestor powinien pamiętać, że 5 na 10 startupów upadnie, 2-3 przetrwają, a 1 pozwoli zarobić. Wniosek z tego jasny: żeby zarobić na startupach trzeba zainwestować w co najmniej 10. Zaletą platform crowdfundingu udziałowego jest dostęp do wstępnie już zweryfikowanych startupów, działających w różnych sektorach i będących na różnych etapach dojrzałości, co pozwala inwestorowi zbudować zdywersyfikowany portfel inwestycyjny.

    Kliknij i rozwiń

    Rozrywka, edukacja i postawa

    Zdaniem Slava Rubina z platformy Indiegogo, która niedawno wprowadziła u siebie także model equity, nie licząc zwrotu z inwestycji są jeszcze dwie główne motywacje inwestorów w crowdfundingu: rozrywka połączona z edukacją oraz chęć zrobienia czegoś dobrego.

    Co to znaczy?

    Że być może w crowdinvestingu nie będziesz szukać wysokiego potencjału zwrotu, ale zaczniesz uczyć się inwestowania analizując dokumenty informacyjne, poznasz specyfikę startupów i nowych branż itd. Do tego jeszcze znajdziesz w tym mnóstwo uciechy.

    A być może będziesz inwestować, ponieważ chcesz wspierać i wzmacniać polską przedsiębiorczość (do czego gorąco zachęcamy!). Kibicujesz lokalnym markom, utożsamiasz się z ich działalnością i chcesz wpisać sobie do CV “współwłaściciel restauracji”? Nie myśl o zysku, myśl o dobru, które tworzysz i inwestuj.

    Crowdfunding udziałowy ma istotne znaczenie społeczne i gospodarcze – społeczność wielu drobnych inwestorów daje szansę biznesom, które nie otrzymają jej od nikogo innego. Twoje działania jako inwestora mogą pomóc skierować reflektor na startupy, które w przyszłości wprowadzą prawdziwe innowacje społeczne (Migam) albo zrewolucjonizują tradycyjne metody badania rynku (TakeTask). Tłum pomógł już wielu polskim spółkom zweryfikować ich wycenę i nabrać wiarygodności w oczach większych inwestorów. To umożliwiło im dalszy rozwój.

    Gdzie inwestować i w kogo inwestować?

    Nathan Rose, finansista, ekspert crowdinvestingu i autor książki Equity Crowdfunding bardzo trafnie podzielił spółki wybierające ten model finansowania na dwie grupy:

    1. firmy lokalne mające społeczność,
    2. potencjalni “wielcy zwycięzcy” (big winners).

    Ta pierwsza kategoria to spółki lokalne jak restauracja, browar, salon urody itp., które posiadają bazę oddanych klientów. Taka społeczność kocha produkty lub usługi marki, poleca ją znajomym i bez wątpienia jest gotowa wspierać finansowo. Tacy inwestorzy najczęściej nie analizują dokumentów informacyjnych, kierują się bardziej pobudkami emocjonalnymi i benefitami materialnymi innymi niż zwrot. Liczą na zniżki i satysfakcję płynącą ze wspierania “tych dobrych”. No i kto nie chciałby powiedzieć, że jest współwłaścicielem restauracji ze stekami? Wspierając marki lokalne zapewne spodziewaj się niższego ryzyka, ale nie licz tym samym na spektakularne wyjście z inwestycji.

    Przykładami polskich spółek tego typu, które z sukcesem pozyskały finansowanie od drobnych inwestorów są:

    Wideo pitch spółki Cydrownia


    Druga kategoria (potential big winners) to przede wszystkim startupy, czyli przedsięwzięcia najwyższego ryzyka. Przed pojawieniem się crowdinvestingu tego typu firmy mogły polegać na dużym kapitale ze strony funduszy lub aniołów, mając słabą pozycję negocjacyjną, przystając w zasadzie na każde warunki. Teraz drobni inwestorzy dysponujący mniejszymi kwotami (jak Ty) mogą pomóc im rozwinąć skrzydła i przekonać się, czy rzeczywiście okażą się “wielkimi zwycięzcami”. Ryzyko w przypadku inwestowania w takie spółki jest wysokie, podobnie jak potencjał zwrotu. Dlatego przypominamy: inwestuj w kilka różnych spółek wysokiego ryzyka, z różnych branż, licząc się z tym, że część upadnie, część nie przyniesie zwrotu, a jedna pozwoli Ci odzyskać straty i jeszcze zarobić.

    Przykładami polskich innowacyjnych spółek, które korzystały z crowdfundingu udziałowego i mają szansę okazać się “wielkimi zwycięzcami” są m.in.:

    • ACR Systems, producent urządzeń do stabilizacji obrazu;
    • TakeTask, aplikacja crowdsourcingowa;
    • Scabrosus, spółka rozwijająca technologie pozyskiwania włókien naturalnych;
    • Red Dev Studio, producent gier mobilnych;
    • DrBarbara, aplikacja wsparcia żywieniowego;
    • uBirds, producent inteligentnego paska do zegarków.

    Wideo pitch spółki Scabrosus


    Na polskim rynku istnieją cztery aktywne platformy crowdinvestingu, na których znajdziesz oferty inwestycyjne:

    Beesfund publikuje oferty spółek akcyjnych i akcyjno-komandytowych, pozostałe zaś obsługują spółki z o.o. Jakie ma to znaczenie dla Ciebie? Jest znacząca różnica między ceną emisyjną akcji (spółki akcyjne) a ceną emisyjną udziału (spółki z o.o.). Jeżeli chcesz zainwestować nie więcej niż 500 zł to nabądź dwie akcje w Migam na Beesfund. Jeżeli dysponujesz min. 8000 zł i myślisz o poważnej inwestycji, możesz:

    • ponieść wyższe ryzyko, rozważyć wykupienie 1 udziału w Bivrost na CrowdWay licząc na wysoki zwrot;
    • albo wykupić kilka pakietów akcji różnych spółek na Beesfund, dywersyfikując ryzyko.

    Jeżeli myślisz o inwestowaniu na platformach zagranicznych, to tu wybór jest znacznie większy. Wymienimy tylko te najpopularniejsze i sprawdzone:

    Lucyna Warda, CEO FindFunds.pl

    Platformy crowdfundingu udziałowego oferują dostęp do wielu startupów, profesjonalnie zaprezentowanych, w jednym miejscu. Dają możliwość inwestorowi kompleksowego zapoznania się z kluczowymi informacjami o spółce, założeniach biznesowych, dotychczasowych wynikach finansowych, prognozach oraz z dokumentami (biznesplan, model finansowy, umowa spółki, sprawozdanie finansowe, prezentacja, itp). Dzięki temu inwestorzy mają możliwość łatwego konfigurowania zdywersyfikowanego portfela inwestycyjnego perspektywicznych spółek.

    Kliknij i rozwiń

    Co dalej?

    W kolejnej części poradnika skupimy się na tym:

    1. Jak inwestować przez crowdfunding udziałowy?
    2. Jak analizować oferty inwestycyjne?
    3. Jakie prawa masz jako udziałowiec?

      Szkolenia

      Skomentuj

      Ile obywatela jest w mieście? Budżet partycypacyjny

      Przeczytasz w 20 minut Collaboration Crowdsourcing
      Autor 11 kwietnia 2017

      Mamy 2017 rok i budżet partycypacyjny, zwany także obywatelskim, nie powinien już wzbudzać zdziwienia. To popularny i powszechny sposób angażowania mieszkańców w sprawy miejskie. Jak po kilku latach od wprowadzenia w Polsce sprawdza się on w procesie rozwoju miasta? O ocenę poprosiliśmy ekspertów z Opola, Łodzi i Torunia.

      W Toruniu szerokim echem odbił się pomysł na sfinansowanie z budżetu obywatelskiego specjalnych wież, w których jerzyki, skądinąd bardzo pożyteczne ptaki zjadające do 20 000 komarów i meszek dziennie, miały mieć swoje budki lęgowe. W 2015 roku, dzięki głosom 2223 osób, stanęły trzy takie wieże za kwotę 85 000 złotych.

      wieze_legowe1
      Jedna z wież postawiona w toruńskiej Dolinie Marzeń. Zdjęcie: http://bpfa.pl/p38.html

      Rowery miejskie cieszą się w Opolu sporą popularnością – w tym roku stworzono kolejne 3 stacje, ale w 2015 r., gdy w ramach budżetu wygrał wniosek dot. dostawienia rowerów cargo, emocje budziła kwota ich zamontowania na 1 sezon – 50 tysięcy złotych.

      2017-04-11_14h50_48
      Prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski prezentuje rowery cargo. Zdjęcie: www.opole.pl

      Woonerf (nid. ulica do mieszkania, pol. podwórzec miejski) powstały w 2014 w ramach budżetu obywatelskiego, zawojował serca łodzian. Ulica 6. Sierpnia zmieniła się nie do poznania. Jest teraz jednocześnie deptakiem, parkingiem, miejscem spotkań mieszkańców i ulicą. Przejechać można, ale powoli i ze szczególną uwagą.

      Polskie oblicze partycypacji w budżecie

      Spora część projektów finansowanych z budżetu obywatelskiego w Polsce dotyczy:

      • remontów ulic i chodników,
      • rewitalizacji terenów zielonych, boisk sportowych,
      • stworzenia lub doposażenia placówek dla dzieci,
      • czy organizacji mniejszych lub większych pikników czy festynów.

      Choć te ostatnie wydają się najmniej trwałe, to właśnie takich inicjatyw rozwijających mieszkańców miasta wciąż brakuje. To zaś prowadzi do refleksji nad tym, czym tak naprawdę budżet obywatelski powinien być i jaką funkcję spełniać.

      Początki budżetu obywatelskiego

      W 1989 r. w brazylijskim Porto Alegre mieszkańcy 16 osiedli wyszli z oddolną inicjatywą, by stworzyć narzędzie do wpływania na rozwój miasta. Z pomocą władz lokalnych zorganizowali budżet obywatelski, którego istotą są rozmowy mieszkańców w obecności decydentów oraz komunikacja na linii miasto-mieszkańcy odnośnie postępu prac nad zadaniami i celami, jakie stawia się przed miastem. Choć dziś Porto Alegre nie świeci już takim przykładem jak kiedyś, idea budżetu z tego miasta zaraziła inne miejscowości, już nie tylko w Ameryce Południowej, ale także Europie, Afryce, Ameryce Północnej i Azji.

      Na czym polega partycypacja w budżecie?

      Bartłomiej Grubich w “Nowym Obywatelu” opisuje główne kryteria budżetu partycypacyjnego (zwanego także obywatelskim):

      • publiczne spotkania mieszkańców w charakterze otwartej dyskusji nad potrzebami, celami a pomysłami,
      • budżet powinien dotyczyć całego miasta, a nie wybranego fragmentu,
      • budżet powinien mieć charakter wiążący, wnioski nie mogą być odrzucane w niejasnych okolicznościach,
      • o wielkości budżetu, mieszkańcy powinni wiedzieć tuż przed podjęciem jakichkolwiek działań,
      • regularność – budżet nie powinien stanowić jednorazowej “kampanii”, tylko stały element polityki miasta i angażowania mieszkańców.

      ofertabannerCzy wszystkie polskie budżety partycypacyjne realizują to minimum? W 2014 roku Instytut Obywatelski wydał raport “Budżet partycypacyjny. Ewaluacja”, w którym można znaleźć informację: tylko 10% polskich budżetów partycypacyjnych spełnia te wymogi. O to, jakie są największe bolączki w 2017 roku, zapytałam 3 aktywistów miejskich z Opola, Torunia i Łodzi.

      Ewelina Wojciechowska, Prezes zarządu fundacji Toruńska Inicjatywa Obywatelska (TIO)

      Niestety w dalszym ciągu mamy w Toruniu sytuacje, że z dniem ogłoszenia wyników głosowania, udział mieszkańców się praktycznie kończy. Autor swojego pomysłu jest często pomijany przy podejmowaniu kluczowych decyzji, np. odnośnie okrojenia zakresu projektu lub jego wyceny. Dlatego nadal istnieje zagrożenie, że mimo partycypacyjnego charakteru projektu, jakim jest budżet obywatelski, włodarze i tak zrealizują daną inwestycję/projekt po swojemu.

      Kliknij i rozwiń

      Tomasz Kosmala, Prezes Opolskiego Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych

      Na pewno miasto Opole zrobiło dużo medialnego szumu wokół budżetu obywatelskiego. Mnie brakuje w tych budżetach, nie tylko w Opolu, ale i całej Polsce, edukacji. Czym jest budżet i czemu ma on służyć? To pytanie, na które wielu musi sobie dziś odpowiedzieć. To, co eksperci w tej sprawie mówią to, że budżet stał się kolejnym konkursem grantowym na załatwienie partykularnego interesu danej społeczności, np. zrobienie oświetlenia obok naszego bloku. Wątpliwości budzi też często otwartość projektów na wszystkich mieszkańców, a raczej jej brak. W Opolu głośnym echem odbiło się sfinansowanie szafek szkolnych, do których oczywiście nie będą mieć dostępu inni mieszkańcy. Odnoszę też wrażenie, że często budżet partycypacyjny jest używany jako narzędzie PRowe.

      Kliknij i rozwiń

      Rafał Górski, Prezes Instytutu Spraw Obywatelskich (INSPRO)

      Budżet obywatelski w Łodzi nie uczy obywateli ile kosztuje miasto, skąd się biorą pieniądze miejskie, na co są wydatkowane. Nie uczy jaka jest struktura budżetu miasta, jakie są wydatki sztywne, a jakie ruchome. Nie uczy jakie mamy zadłużenie i co z tego wynika. Budżet obywatelski skupia uwagę mieszkańców na małym fragmencie całego budżetu miasta. Dlaczego tak? Bo chodzi o to, żeby obywatele zajmowali się „wyborem koloru ławki” a nie mieszali się do wydatkowania setek milionów złotych na inwestycje, które mają fundamentalny wpływ na to, czy miasto jest przyjazne ludziom, czy deweloperom.

      Kliknij i rozwiń

      Popularność a sukcesy

      Często wymienia się Sopot jako pierwsze polskie miasto, które wprowadziło budżet partycypacyjny (2011). Prawdą jednak jest to, że  polskim pionierem był Płock, gdzie już w 2003–2005 Urząd Miasta, PKN Orlen i Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju stworzyły tak zwany „fundusz grantowy”, z którego lokalne NGOs ubiegały się o dofinansowanie dla swoich projektów. Z roku na rok przybywa polskich miast i powiatów wprowadzających budżety obywatelskie, a te, które zaczęły, planują kolejne edycje. Pojawiają się także takie inicjatywy jak Marszałkowski Budżet Obywatelski!

      Czy to oznacza, że pomysł zachwycił Polaków? Wojciechowska z TIO uważa, że budżet przyczynił się do większego zainteresowania mieszkańców tym, co się dzieje w ich mieście. Ludzie mają motywację i okazję żeby dowiedzieć  się ile mniej więcej kosztują różne inwestycje i zacząć współpracować w celu osiągnięcia danego celu społecznego. W przeciwieństwie do konsultacji społecznych, na efekty realizacji poszczególnych projektów nie trzeba długo czekać. Prezes OCWIPu podkreśla to, że z roku na rok coraz więcej mieszkańców bierze udział w pisaniu wniosków i głosowaniu na projekty. Nie ma jednak poczucia, że mieszkańcy postrzegają budżet partycypacyjny jako szansę na współdecydowanie o rozdysponowaniu pieniędzy publicznych Opola. Na projekty Budżetu Obywatelskiego 2016 zagłosowało 136 tys. łodzian. Cieszy tak duża liczba zainteresowanych obywateli. Trudno mi powiedzieć, na ile oddający głos znali założenia budżetu, a na ile zostali przekonani do oddania głosu w ramach licznych akcji masowego zbierania podpisów np. przez szkoły.dodaje Rafał Górski z INSPRO.

      Wydaje się zatem, że mimo popularności, jaką zdobywa budżet jako narzędzie partycypacji, wciąż pozostaje wiele kwestii do poprawy. Aktywiści niemal jednogłośnie podkreślają potrzebę pełnego włączenia obywateli w prace nad budżetem, od początku do samego końca, nie tylko głosowania, ale również wcielenia pomysłu w rzeczywistość. Tylko wówczas jest to objaw pełnowymiarowej partycypacji społecznej. Edukacja i ewaluacja to kolejne punkty, które należy wzmocnić.

      tabela-01

      Budżet nie taki straszny, jak go malują

      Nie można odmówić budżetowi obywatelskiemu tego, że wyzwala pomysły, na które być może nie odważyliby się urzędnicy. To może oznaczać kreatywne i alternatywne rozwiązania różnych problemów – także tych , o których decydenci nie mieli pojęcia. Warto zatem sięgnąć po mapy potrzeb stworzone czy to przez Urząd Miasta jako strony (responsywne!) lub aplikacje, czy dzięki takim rozwiązaniom jak NaprawmyTo.pl. To najczystsza postać crowdsourcingu i partycypacji!

      Ponadto można:

      • Wesprzeć mieszkańców w zgłaszaniu pomysłów, inspirując przykładami z innych miejscowości lub z zagranicy.
      • Uczynić z miejsc typu biblioteki miejskie, domy kultury itp. punkty informacyjne.
      • Na lekcjach Wiedzy o Społeczeństwie dodać punkt o narzędziach partycypacji, w tym o budżecie.
      • Czy wreszcie — sięgnąć po internet! Co prawda głosowanie elektroniczne na projekty jest już możliwe w większości miast, zawsze jednak można je usprawnić. W niektórych miastach i gminach wymagany jest do tego jest profil na ePUAPie. Czy odpowiednio sformułowany formularz bazujący na numerze PESEL nie byłby wystarczający?

      Wcześniej jednak trzeba sobie postawić pytanie bardziej zasadnicze: po co nam właściwie budżet obywatelski? Gdy znajdziemy odpowiedź, stanie się on nie tylko z nazwy, ale w końcu i z charakteru faktycznie obywatelski.

      Więcej o tym jak w epoce internetu można współpracować z obywatelami dowiecie się tutaj.

        Szkolenia

        Skomentuj