7 rzeczy, których nie wiesz o Tinderze

Przeczytasz w 3 minut Collaboration
Autor 2 sierpnia 2018

Tinder to moja niezdrowa obsesja. To nie tak, że jestem seksoholikiem. Mnie po prostu fascynuje mechanika i algorytm tej aplikacji, które w swojej prostocie i skuteczności osiągnęły to, co nieosiągalne dla innych. Pod tą powierzchnią kryje się jednak sporo niespodzianek.

Z miejsca zaznaczę, że przewertowałem, jak to się ładnie mówi, bogatą literaturę przedmiotu. Zarówno obskurne artykuły naukowe z zaskakującymi wynikami badań, jak i artykuły odważnych pionierów m.in. z Business Insidera i Fast Company, którzy dla dobra cywilizacji postanowili eksperymentować na sobie.

Jednocześnie, od 4 lat działam pod przykrywką na Tinderze jako Harrison Ford. Slowem, przychodzę przygotowany i z darami.

1. Tinder ma “secret rating”, czyli obiektywna ocenę Twojej atrakcyjności

Wiem, że nie chcesz tego usłyszeć, ale to nie Twoi znajomi, ani nawet nie Ty, wiesz lepiej, czy jesteś atrakcyjny/-a, tylko Tinder – dzięki zagregowanym danym z reakcji tysięcy użytkowników na Twoją osobę. Tinder wyciąga średnią – wynik, będący ekwiwalentem Twojej atrakcyjności, który powstaje w wyniku masowego głosowania na zasadzie “hot or not”. Czyli mądrość tłumu + big data.

Ten wskaźnik to tzw, Elo Score (nawiązanie do oceny umiejętności graczy w szachach; kto wpadł na to, żeby połączyć Tindera z szachami…?). Nie jest dostępny publicznie. Siedzi “w bebechach” aplikacji i chyba dobrze, że go nie znasz, bo mogłoby to zaprowadzić Cię na kurację do Ciechocinka.

Poza tym CEO Tindera, Sean Rad, podkreśla, że to nie tyle wskaźnik “atrakcyjności”, co “pożądania”. Jeśli to jakieś pocieszenie…

Jako ciekawostka, jeden z dziennikarzy magazynu Fast Company otrzymał dostęp do swojego wskaźnika pożądania. Czeka na Ciebie w Ciechocinku.

2. Tinder dysponuje toną informacji na Twój temat

Dziennikarz Guardiana poprosił Tindera o udostępnienie posiadanych przez nich o nim informacji. Wysłali mu 800 stron danych. Osiemset stron dot. 1 użytkownika. Na 50 milionów!

Jeżeli używasz Tindera, to algorytm zagregował dane o lokalizacjach, w których bywasz, o Twoich zainteresowaniach (przez API Facebooka), pracy i zajęciach, gustach muzycznych (Spotify), zdjęciach i ulubionych potrawach (Instagram). Witaj w świecie big data.

Pytanie, czy jest to zaskakujące biorąc pod uwagę tony danych, które zostawiamy na co dzień w social media i w naszym cyfrowym śladzie?

Tinder przynajmniej daje nam szansę pójść z kimś do łóżka. Także może jest to warte pewnej ofiary.

3. Istnieje Tinder dla VIPów, do którego nigdy nie będziesz mieć dostępu

I nazywa się Tinder Select. To ekskluzywny klub zarezerwowany tylko dla VIPów: celebrytów, bogaczy, supermodelek i ludzi pięknych, którzy cieszą się największym powodzeniem na Tinderze. (Spoiler alert: nie należę do nich).

Wg dziennikarza Business Insidera, który testował Tinder Select, appka wygląda tak samo. Ba! To jest ten sam Tinder, ale pojawiają się w nim osoby z klubu z piękna, błękitną poświatą, podkreślającą ich boskość.

I co najlepsze – algorytm nagina dla nich swoje reguły, bo cieszą się wielkim powodzeniem.

4. Najgorętsze wyniki z reguły wyświetlają się najpierw

Prosta sprawa. Żeby utrzymać nasze zainteresowanie aplikacją i dać nam pozytywny motywator, algorytm Tindera zawsze na początku każdej sesji podsuwa nam osoby z wyższym wynikiem atrakcyjności.

5. Im częściej korzystasz z Tindera, tym wyższe masz szanse na match

To również forma warunkowania instrumentalnego, którą twórcy Tindera wkodowali w algorytm swojej aplikacji. Chcą Cię od niej subtelnie uzależniać, bo im częściej będziesz z niej korzystać, tym większe ilości osób się wyświetlisz w okolicy = tym większe szanse na match.

6. Im częściej swipe’ujesz w lewo, tym niższe masz szanse na match

Nie chodzi tylko o to, że jeśli wybierasz zawsze lewo, to nigdy nie połączysz się z nikim w parę. Algorytm Tindera po prostu nie lubi użytkowników, którzy są zbyt wybredni – jak ja. Dlaczego? Bo postrzega to jako spamerstwo albo bota. Działa to także w drugą stronę.

7. Teoria gier mówi: przesuwaj zawsze w prawo

To hit. Swego czasu ukazał się szalony tekst w Buzzfeed, w którym autor – bardzo sensownie! – dowodzi, że zastosowanie podstaw teorii gier sprawdza się w przypadku Tindera. I nazwał to regułą“always swipe right”. Zawsze. Bez względu na wszystko. Jeśli jesteś facetem. Otóż przeglądanie profilu użytkowniczki zajmuje ok. 4 s, ale nie wiadomo, czy odwdzięczy się ona lajkiem. A więc może to być czas stracony. Przesuwanie automatyczne w prawo każdego profilu to ok. 0,7 s. A zatem opłaca się przeglądać tylko te profile, z którymi zostaliśmy połączeni w parę.

Ciekawostek jest więcej, a 5 dodatkowych przedstawiłem na moim live na vlogu, które możesz sprawdzić tutaj:…i które zostaną rozwinięte jeszcze w kolejnych odcinkach dot. psychologii Tindera…

i sposobów na wykorzystanie jego mechaniki w sposób niekonwencjonalny.

Tymczasem pamiętaj, żeby przesuwać zawsze w prawo.

    Szkolenia

    Skomentuj

    5 najpopularniejszych mitów nt. crowdfundingu udziałowego

    Przeczytasz w 20 minut Crowdfunding

    Ten tekst to tylko krótki i przyjemny fragment mojej książki “Crowdfunding udziałowy dla startupów (i nie tylko)”, którą możesz w całości i za darmo przeczytać tutaj

    Crowdfunding udziałowy jest na tyle młody i na tyle złożony, że z łatwością narasta wokół niego wiele stereotypowych przekonań. Część z nich wynika z niewiedzy, część z niezrozumienia materii, a część z lęku przed zjawiskiem, które faktycznie zmienia reguły gry. Wezmę pod lupę kilka z tych mitów i wytłumaczę Ci, dlaczego są błędne lub częściowo nieprawdziwe.

    ECF i VC to albo-albo

    Fundusze VC i platformy ECF nie muszą ze sobą konkurować, a kapitał oferowany przez mikro- i profesjonalnych inwestorów może (i powinien!) doskonale się uzupełniać. Udana emisja przez ECF to dowód na to, że za spółką stoi społeczność i mówi głośne “tak” dla modelu i strategii biznesowej. Czy to nie powinno stanowić dla instytucji finansowych sygnału, że coś jest na rzeczy i być może warto usiąść z takim podmiotem do stołu negocjacyjnego?

    Mało? Fundusze VC na Zachodzie coraz częściej same inwestuję w spółki przez crowdfunding razem z mikroinwestorami (jak choćby Draper Esprit przez platformę Seedrs), a nawet zachęcają startupy w ich portfolio, aby dokonały walidacji i pozyskały ambasadorów na platformie ECF.

    Fundusze VC i inne instytucje na rynkach finansowych nie powinny bać się crowdfundingu udziałowego, tylko nauczyć się łączyć go ze swoją strategią i współpracować z tymi, którzy go uprawiają. Z kolei spółki korzystające z ECF muszą zacząć traktować tę metodę jako jeden z przystanków przesiadkowych na długiej trasie prowadzącej do celu, czyli jako komplementarny z innymi instrument finansowy.

    ECF jest bezkosztowy (lub zbyt kosztowny)

    O tym, jak bardzo ECF nie jest bezkosztowy dowiesz się w rozdziałach 4-6. To zapewne najbardziej kosztowna forma crowdfundingu, bo wymaga poważnych nakładów organizacyjnych i formalnych, abstrahując już od kilkupoziomowych systemów opłat dla platform oraz kosztów samej promocji.

    Z drugiej strony nie jest to bardziej kosztowne, niż wydatki i czas, który poświęcisz na przekonanie do zainwestowania w Twój startup anioła biznesu lub fundusz VC. Musisz wykonać podobne kroki, przygotować takie same materiały, a jednocześnie skalujesz działania i zyskujesz korzyści promocyjne. Dlatego spójrz na to w ten sposób: to normalne, biznesowe przedsięwzięcie, które wymaga inwestycji, aby przyniosło zwrot. W przypadku startupów – najczęściej niezbędne, jeżeli myśli się o dalszym rozwoju i pozyskaniu do tego celu kapitału zewnętrznego.

    ECF jest tylko dla startupów

    Przyznaję, że ten szkodliwy mit prawie utwardziłem sam. Na szczęście dopisałem do tytułu tej książki zwrot “…i nie tylko” ;) ECF sprawdza się w przypadku różnych przedsiębiorstw, z różnych branż i na różnych etapach rozwoju. To nie opinia, nie życzenie – to fakt. Wystarczy, że odwiedzisz dowolną platformę crowdfundingu udziałowego, a zobaczysz na niej nie tylko technologiczne gwiazdy VR lub druku 3D, ale też producentów żywności (jak mająca kilkudziesięcioletnią tradycję Stara Mleczarnia), lokale gastronomiczne, parki rozrywki, wypożyczalnie rowerów, salony piękności, prywatne uczelnie, czy wydawców gier planszowych.

    Każda spółka ma możliwość pozyskiwać finansowanie i budować społeczność przez ECF. (Nie każdej musi się to udać, ale to inna sprawa).

    ECF to wielu małych inwestorów – tym nie da się zarządzać

    Da się, bez wysokich kosztów i ryzyka. Odpowiadając najkrócej: w polskim modelu dualnym, wybierając spółkę akcyjną pod kątem ECF, zobowiązania względem akcjonariuszy są szczątkowe. Za granicą rozwiązuje się to m.in. przez tzw. nominee structure, czyli jedno ciało reprezentujące wszystkich mniejszościowych wspólników w zarządzie, tak, aby nie było to paraliżujące dla spółki.

    Ponadto w epoce mediów społecznościowych i zamkniętych grup na Facebooku, Slacka, narzędzi newsletterowych, naprawdę łatwo utrzymywać masową komunikację z dużą grupą ludzi przy względnie niewielkim nakładzie czasu i kosztów.

    ECF nie pomoże w pozyskaniu dużego inwestora

    Jedno i drugie wzajemnie się nie wyklucza. Odsyłam Cię ponownie do mitów numer 1 i 2. Nie chodzi tylko o to, że musisz przygotować dokładnie taką samą dokumentację, analizę biznesu i materiały prezentacyjne, jakie przygotowujesz z myślą o zdobyciu większego inwestora. Emisja ECF może wręcz zachęcić większego inwestora do zainteresowania się Twoją spółką. Jeżeli zaś otworzyłeś/-aś negocjacje jeszcze przed emisją, udana kampania tym bardziej ułatwi dalsze rozmowy i zwiększy Twoją siłę przetargową (walidacja wyceny, sympatia społeczności, nowe kontakty itd.).


    Jeżeli szukasz więcej wiedzy nt. crowdfundingu udziałowego, koniecznie sprawdź moją książkę klikając w banner poniżej.

      Szkolenia

      Skomentuj

      Crowdfunding udziałowy a nagrodowy. Czym się różnią, który model wybrać?

      Przeczytasz w 20 minut Crowdfunding
      Autor 25 czerwca 2018

      Ten tekst to tylko krótki i przyjemny fragment mojej książki “Crowdfunding udziałowy dla startupów (i nie tylko)”, którą możesz w całości i za darmo przeczytać tutaj

      Jeszcze półtorej dekady temu, przed drugą rewolucją internetową i erą mediów społecznościowych, pozyskanie dużej grupy drobnych wspólników poza giełdą było niemożliwe. Inwestorzy mogli myśleć o inwestowaniu w startupy dysponując znacznym kapitałem, a przy tym ograniczoną optyką ofert na rynku i możliwościami dywersyfikacji.

      Dzisiaj spółki mają możliwość znalezienia inwestorów dosłownie wszędzie w sieci. Oferują swoje akcje lub udziały online zainteresowanym internautom, którzy wspólnie są w stanie zaoferować przedsiębiorstwu finansowanie niezbędne do jego dalszego rozwoju. Mikroinwestorzy (bo tak możemy nazwać internautów inwestujących niewielkie kwoty pieniędzy) w zamian oczekują zwrotu i zysku oczywiście, jeżeli firmie w przyszłości będzie dobrze się powodziło. Minimalizują przy tym ryzyko dzięki dostępności bardzo wielu ofert zagregowanych na różnych platformach internetowych.

      Tak wygląda i działa equity crowdfunding (ECF), czyli owoc miłości tradycyjnego inwestowania w spółki z mechanizmami finansowania społecznościowego. Fenomen crowdfundingu jest kluczem do zrozumienia specyfiki modelu inwestycyjnego, dlatego zacznę od porównania, którego ciężko uniknąć.

      ECF w idei i istocie działania nie różni się zasadniczo od swojego bardziej popularnego “kuzyna”, tj. modelu opartego na nagrodach. Masz cel, do którego sfinansowania zachęcasz rzeszę internautów za coś w zamian i za pośrednictwem specjalnej platformy.

      Udziały lub akcje zamiast nagród

      Model udziałowy crowdfundingu, to przede wszystkim odmienny charakter świadczenia zwrotnego. Wspierając kampanie crowdfundingu opartego na nagrodach w zamian za donacje otrzymujesz – niespodzianka! – nagrody: produkt w przedsprzedaży, na który zbierane są środki, drobne gifty, symboliczne gesty. W crowdfundingu udziałowym nie tyle wspierasz, co inwestujesz. Lokujesz swoje pieniądze w biznesie, w który wierzysz, w zamian za udziały lub akcje, oczekując w przyszłości zwrotu finansowego. To sprawia, że po sukcesie kampanii spółka i inwestor nie rozchodzą się każdy w swoją stronę, ale pozostają w relacji, bo łączy ich wspólny interes.

      Finansowanie biznesu, nie produktów i usług

      Crowdfunding udziałowy służy finansowaniu biznesu. Wyłącznie. Kickstarter czy Indiegogo to platformy, na których znaleźć można obok produktów technologicznych ciekawe projekty artystyczne i społeczne. Na platformy ECF wstęp mają wyłącznie spółki – przedsiębiorstwa, których podstawowym celem jest sprzedaż, wzrost, rozwój, zysk i maksymalizacja wartości dla wspólników (niekoniecznie w tej kolejności, ale byłoby to pożądane). W związku z tym:

      1. Realizując crowdfunding udziałowy finansujesz, co do zasady, całą działalność lub jej wybrany fragment strategiczny czy operacyjny, a nie produkt lub usługę.
      2. Model ten daje szansę na finansowanie spółek z sektora usług, co jest niezwykle trudne w przypadku crowdfundingu nagrodowego. Produkt zawsze łatwiej będzie zmienić w nagrodę, a usługę zawsze będzie trudniej sprzedać. Trudno sobie wyobrazić dużą zbiórkę na Kickstarter realizowaną przez steakhouse albo fryzjera dla psów, ale już na CrowdCube to norma.
      3. Inwestorzy preferują wspieranie tych spółek, które mają już jakąś “przyczepność”, tj. historię sprzedaży, pozytywną weryfikację rynku. Jeżeli nie stworzyłeś/-aś jeszcze żadnego produktu lub usługi, a masz do zaprezentowania zaledwie koncept czy prototyp, wykorzystaj raczej model nagrodowy.

      Ambitne cele i duże pieniądze

      Crowdfunding udziałowy to większe niż w modelu nagrodowym kwoty pieniędzy, które gromadzi się ze wsparciem mikroinwestorów. Zarówno jeśli chodzi o cele finansowe kampanii, jak i wysokość indywidualnego wsparcia (inwestycji).

      Po pierwsze dlatego, że chodzi o finansowanie biznesu, a zebrany kapitał ma pokryć szereg działań. Mówimy tu o kwotach rzędu od 100 tys. do 4 mln zł (w Wielkiej Brytanii czy USA ta górna granica to ok. 10 mln zł), kiedy crowdfunding nagrodowy zatrzymuje się w naszym kraju w przedziale 10-100 tys. zł.

      Po drugie, kwoty wsparcia, a właściwie jednostkowa wartość inwestycji, jest średnio wyższa niż wysokość pojedynczych donacji w modelu nagrodowym, bo tym większego zwrotu możesz oczekiwać, im więcej środków ulokujesz. Na platformie Beesfund cena 1 akcji to najczęściej 40 zł. Ale kto oczekiwałby zarobku w wysokości 60 zł po kilku latach, jeżeli stopa zwrotu wyniesie 150%? To oczywiste, że więcej zakupionych akcji może oznaczać proporcjonalnie wyższy zysk w przyszłości.

      Informacje, relacje i myślące pieniądze

      Finansowanie przez ECF to także często bardzo ekspercki i wartościowy feedback, bo spółka zostaje poddana rygorystycznemu procesowi oceny ze strony potencjalnych inwestorów. Oferty analizuje się bardziej krytycznie, bardziej racjonalnie niż w modelu nagrodowym. Trzeba być gotowym na odpowiedź nt. każdego kawałka swojego biznesu, a przede wszystkim pokazać liczby. Społeczność bardzo chętnie wytknie niedociągnięcia w Twojej prezentacji, luki w modelu biznesowym, czy wskaże konkurentów, o których nie miałeś/-aś pojęcia.

      Ponadto, jeśli taką ocenę przejdziesz pozytywnie, tzn. zdobędziesz zaufanie mikroinwestorów i ich pieniądze:

      • można mówić o potwierdzeniu wyceny. O ile model nagrodowy crowdfundingu waliduje Twój produkt i popyt na niego, o tyle model inwestycyjny waliduje wycenę rynkową Twojej spółki i sens Twojego biznesu (co może posłużyć jako argument w negocjacjach z większym inwestorem).
      • Zgromadzona społeczność to cenne aktywo relacyjne i promocyjne. Za pieniędzmi może iść know-how, sieć kontaktów, chęć wsparcia i promocji. Dobrze zarządzana relacja z mikroinwestorami to dostęp do rozproszonych sprzedawców i marketerów, których wystarczy poprosić o intro, informację, kontakt lub opinię. Mają w tym swój interes dosłownie.

      Jeżeli szukasz więcej wiedzy nt. crowdfundingu udziałowego, koniecznie sprawdź moją książkę klikając w banner poniżej.

        Szkolenia

        Skomentuj