7 dobrych praktyk zarządzania rozproszonym zespołem

Przeczytasz w 5 minut Bez kategorii

Czy można powiedzieć jeszcze cokolwiek wartościowego w temacie pracy zdalnej? W końcu wszyscy musieliśmy stać się ekspertami z dnia na dzień. Jeśli uznać, że jedynym kryterium sukcesu pracy zdalnej jest to, że “działa” – to nie. Jeśli liczy się dla Ciebie także to, czy jest “wydajna” – to jak najbardziej.

Pamiętam jak w 2016 roku zrezygnowałem z siedziby firmy i przeszedłem na dobre w model organizacji rozproszonej, zarządzanej zdalnie. Z 6 pracowników zespół zredukował się do 3. Biuro wydawało się po prostu nieopłacalne. Poza tym i tak korzystaliśmy z narzędzi, które umożliwiają współpracę online: Slack, Asana, narzędzia Dysku Google, Hangouts. Co było do stracenia? Chyba tylko pogaduszki przy automacie do kawy (skądinąd pysznej). 

Dziś, po 4 latach, mogę z przekonaniem stwierdzić: pogaduszki przy automacie do kawy może są błahe, ale nie do przecenienia. A ich brak w rozproszonym zespole daje się odczuć bardzo szybko i czasem bardzo dotkliwie.

Bo to właśnie te pogaduszki budują kulturę organizacyjną. To wtedy moi współpracownicy chcieli podzielić się jakimś swoim problemem, przemyśleniem, czy prośbą, bo uznawali, że to właściwy moment. To wtedy także mogłem pomóc rozwiązać konflikt, przedstawić wizję, czy wyczuć to, czego wyczuć zdalnie nie sposób. Nie wspominam już o motywowaniu i integracji zespołowej, która prowadzona przez Slacka jest jak oglądanie “Avengersów” na smartfonie – z rwącym wi-fi i bez słuchawek.

W skrócie: zrozumiałem, że praca zdalna to nie tylko system, na który składa się technologia, ludzie i czynności, które wykonujemy (“czy to działa?”) – to także kompetencja zarządzania tym systemem, którą musi posiadać i rozwijać menedżer czy lider (“czy to będzie wydajne?”). Każdy może postawić system. Nie każdy będzie umiejętnie nim koordynować. 

Stąd poniższe 7 reguł, które pomogły mi nie tylko poprawić model działania mojej rozproszonej organizacji, ale które stosuję również w mojej pracy doradczej i szkoleniowej. Możesz zastosować je wszystkie lub kilka – najważniejsze jest to, że możesz je wdrożyć od zaraz.

1. Koncentruj się na rezultatach, a nie działaniach

Jeden z największych błędów popełnianych przez menedżerów przy przejściu w tryb pracy zdalnej to zachowanie mindsetu typowego dla pracy stacjonarnej. Mam tu na myśli przede wszystkim rozliczanie za “dupogodziny” i nadmierną kontrolę pracownika.

Wyznaczaj cele i deleguj zadania, ale pozostawiaj pracownikom pewną swobodę w zakresie ich realizacji, bo najważniejszy jest rezultat. Nie każdy ma takie same warunki w home office, nie każdy może pracować równie wydajnie w określonych godzinach. A Ty nie masz takich samych narzędzi kontroli i nadzoru w pracy zdalnej (których i tak nie powinno się nadużywać). To efekt pracy powinieneś oceniać, a nie drogę, która do niego prowadzi.

Ja w swoim zespole umawiam się na termin realizacji i nie obchodzi mnie, czy osoba będzie pracować po nocach odsypiając w dzień, czy po godzinie przez 5 dni, czy 5 godzin przez jeden dzień. To pozostawiam w gestii pracownika. Mnie interesuje wyłącznie rezultat oraz to, abym został poinformowany w sytuacji, gdyby termin miał nie zostać dotrzymany (jestem od tego, aby usuwać przeszkody i rozwiązywać problemy).

2. Update even if there’s no update

Czy zdarzyła Ci się sytuacja, w której pracownik wysłuchał Cię uważnie i na pytanie: “czy wszystko jest zrozumiałe?” dziarsko pokiwał głową, a następnie – po dwóch tygodniach – oddał coś zupełnie innego od tego, co miał przygotować?

No właśnie. W przypadku pracy zdalnej jest jeszcze gorzej ;) Dlatego załóż, że lepiej powiedzieć więcej niż mniej. Wyjaśniaj swoje decyzje, informuj o trudnościach i mów także te rzeczy, które wydają ci się oczywiste. 

Co jakiś czas dopytaj także w komunikatorze bądź na callu, czy praca idzie zgodnie z planem, czy nie ma żadnych niespodzianek i czy możesz w jakiś sposób pomóc.

3. Zacznij od tutorialu i testu

Szczególnie w przypadku zespołów dużych i mało zaawansowanych technologicznie zadbaj o przeszkolenie zespołu – tak, aby na start każdy miał podobną wiedzę i umiejętności w zakresie pracy zdalnej. Możesz zatrudnić profesjonalistę, który przeszkoli zespół albo zorganizować sesję szkoleniową wideo, na której zademonstruje się narzędzia (korzystając już z jednego z nich, jak ZOOM czy Microsoft Teams).

 Nie ma też sensu wchodzić “all-in” z narzędziami i procesami, nie wiedząc, czy wszystko to nie rozyspie się już po kilku dniach. Dlatego rozważ zadanie grupowe i indywidualne, które mogłoby stanowić test całego systemu i szansę na sprawdzenie wiedzy i umiejętności poszczególnych pracowników. Sprawdź na ile indywidualni pracownicy poradzili sobie z zadaniem testowym i w razie czego zapewnij wsparcie, by uzupełnić braki w umiejętnościach i wiedzy. Takie rzeczy lepiej wychwycić już na początku.

4. Zbuduj system rozproszonego wsparcia

Oddeleguj część supportu do samego zespołu, aby nie mieć na głowie każdego drobnego problemu, z którym zwróci się do Ciebie zespół. Zachęcaj, aby członkowie zespołu nawzajem sobie pomagali i mogli liczyć na pomoc innych.

Może wystarczyć utworzenie specjalnego kanał “support” w komunikatorze takim jak Slack czy Microsoft Teams, ale dobrze jest również połączyć pracowników w pary, aby mieli wzajemną asystę.

5. Zdefiniuj i egzekwuj “dowody pracy”

Na początku funkcjonowania systemu oraz w przypadku realizacji złożonych projektów/zadań oczekuj od pracowników “dowodów” świadczących o wykonanej pracy, które obniżą ryzyko i zbudują zaufanie. To bardzo męczący kawałek zarządzania, ale często niezbędny, jeśli płaci się ludziom za ich pracę ;)

Mogą wystarczyć dzienne podsumowania pracy w formie komentarza w takich aplikacjach jak Trello czy Basecamp, ale warto prosić także o prewkę opracowywanych materiałów tam, gdzie jest to możliwe. Calle weryfikujące stosuj tylko w razie potrzeby (czyli np. braku podsumowania pracy lub materiałów).

6. Dbaj o efektywność spotkań

Przepalamy stanowczo za dużo czasu na spotkania w realu – w przypadku pracy zdalnej to marnotrawstwo czasu można wreszcie skutecznie “wykarczować”. Zadbaj o to, aby telekonferencje zawsze były rzeczowe, celowe i efektywne. Możesz podeprzeć się moim schematem i pilnować, aby był przestrzegany przez wszystkich:

  1. Zawczasu przedstaw uczestnikom cel, agendę i czas spotkania
  2. Zawsze bądź przygotowany/-a i oczekuj przygotowania
  3. Rozpocznij o czasie i upominaj spóźnialskich
  4. Zadbaj o notowanie najważniejszych ustaleń (wskaż sekretarza)
  5. Moderuj, pilnując czasu, agendy i celu
  6. Podsumuj spotkanie i deleguj zadania
  7. Zbierz informacje zwrotne

7. Zbieraj feedback, optymalizuj i rozwijaj

Ostatnia rada może wydawać się oczywista, ale wcale nie jest. Rozwijaj system i nie rób tego w pojedynkę. Zachęcaj zespół, aby dzielił się z Tobą swoimi uwagami, problemami i pomysłami. Bierz je pod uwagę, konsultuj i wraz zespołem usprawniaj. W moim przypadku jest to niekończąca się pętla:

  1. Zachęcaj do zgłaszania pomysłów i problemów w specjalnym miejscu
  2. Co jakiś czas samemu dopytuj indywidualnie i zbiorowo o przemyślenia
  3. Gromadź uwagi, problemy i pomysły w odpowiednim miejscu
  4. Konsultuj z zespołem i zachęcaj do szukania usprawnień
  5. Testuj nowe narzędzia, funkcje, zasady i procedury
  6. Wprowadzaj na stałe te, które się sprawdzają

Praktycznych porad mam oczywiście więcej i chętnie podzielę się Tobą z nimi na moim szkoleniu, które prowadzę online w czwartek (21.05) o g. 17:30. Możesz dołączyć tutaj: https://bit.ly/3fZ2vyF 

Będę na nim mówił więcej o całościowym podejściu do systemu oraz o procesie projektowania go na miarę organizacji i zarządzania nim w zmiennych warunkach.

Gdybyś miał jakiekolwiek pytania albo chciał pogadać o swoim systemie pracy zdalnej, możesz też do mnie napisać na bfm@wethecrowd.pl 

    Szkolenia

    Skomentuj

    5 lekcji biznesowej strategii od Fortnite i Epic Games

    Przeczytasz w 20 minut Co-creation Crowdsourcing
    Autor 3 kwietnia 2019

    Powiedzieć, że studio Epic Games odniosło dzięki grze “Fortnite” sukces, to jak powiedzieć, że ktoś na pewno obejrzy finał “Gry o Tron”. 2 mld dol. przychodu w 2018 r., kilkadziesiąt milionów zalogowanych graczy miesięcznie i miejsce w czołówce najpopularniejszych gier świata. Przypadek? Nie sądzę.

    “Fortnite” to więcej niż gra. To fenomen popkulturowy i biznesowy. O tym pierwszym mówię w swoim materiale na vlogu, dlatego odsyłam Cię właśnie tam (poniżej wideo lub tu tekst), jeżeli chcesz lepiej zrozumieć czym “Fortnite” jest oraz jak jego sukces został zmyślnie zaprojektowany w każdym szczególe.

    W tym artykule koncentruję się bardziej na mądrych biznesowych decyzjach, które podjął i nadal podejmuje producent Epic Games, aby ten sukces utrzymać. To dość ciekawa lekcja strategii, dlatego pomyślałem, że opowiem o niej przez pryzmat wniosków i sugestii, które mogą mieć wartość przede wszystkim dla game i software developerów. Ale nie tylko. Dobra strategia to po prostu dobra strategia – zawsze można wyciągnąć z niej coś dla siebie.

    1. Model biznesowy

    Na “za darmo” można zarabiać – całkiem nieźle i całkiem fair

    Mija właśnie dekada odkąd Chris Anderson, były redaktor naczelny magazynu “WIRED”, przedstawił swoją koncepcję modeli biznesowych opartych na koncepcji free i freemium (polecam jego książkę “FREE”… nie jest za darmo).

    Chociaż modele te się sprawdzają, lepiej bądź gorzej (ot, darmowe platformy internetowe pozbawiły nas prywatności i podważyły fundamenty demokracji), w branży gier radzą sobie doskonale najczęściej w formie Free-To-Play (F2P), tj. nie płacę za samą grę, ale z monet przez mikrotransakcje już w samej grze – żeby dokupić jakieś przedmioty, umiejętności, czy po to, aby grało mi się łatwiej (wówczas to także Pay-To-Win).

    “Fortnite” również funkcjonuje w modelu F2P, ale Epic Games udało się coś, czego dobrze nie zrobił nikt wcześniej. Ich system monetyzacji nie irytuje i nie dyskryminuje użytkowników, a jednocześnie daje mocną zachętę do płacenia za dodatkowy content. Jak to robi?

    • Po pierwsze, płacenie za cokolwiek nie daje przewagi nad innymi graczami.
    • Po drugie, płacę za nowe skórki postaci, ubrania, akcesoria – słowem, gadżety, które w jakiś sposób dodają splendoru mojemu awatarowi. Słowem: płacę, bo chcę się wyróżnić w tłumie.
    • I po trzecie, mam wybór: mogę nie płacić nic, mogę płacić kiedy chcę lub mogę zainwestować.

    To ostatnie wiąże się z systemem abonamentowym Battle Pass. Jest on opcjonalny, ale jeżeli zdecyduję się zainwestować raz na kwartał 10$, to otrzymuję dostęp do cyfrowej waluty w postaci V-bucks. Gromadzę ją… po prostu grając i wykonując zadania. Im więcej gram, tym więcej V-bucks wygeneruję i to właśnie za ich pośrednictwem nabywam nowe gadżety i smaczki.

    Nie chce mi się grać często i długo, żeby zgromadzić wystarczająco V-bucks na zakup nowej skórki? Nie ma sprawy, w każdej chwili mogę nabyć V-bucks za prawdziwe pieniądze.

    Co to znaczy w praktyce? Wilk syty i owca cała. Ci, którzy chcą się wyróżnić w tłumie, płacą trochę i grają dużo (abonament) lub grają trochę i płacą dużo (opłaty jednorazowe). Ci, którym wszystko jedno, nie płacą nic.

    A Epic i tak wychodzi z 2 miliardami dolarów w kieszeni za to, że jest… wirtualną firmą modową ;)

    Lekcja?

    Model biznesowy to zawsze dogłębne zrozumienie wartości, którą oferujemy na rynku i jednocześnie różnych segmentów odbiorców, którzy będą z niej czerpać. Epic wiedziało, że “Fortnite” ma potencjał w wielu segmentach, więc zaprojektowało, a następnie testowało taki model monetyzacji, który zadowoli wszystkich.

    Dlatego zawsze prototypuj i testuj swój model biznesowy (choćby ze wsparciem metody Business Model Generation), ale nawet, gdy już go “zwodujesz”, nigdy nie przestawaj go optymalizować.

    Aha, a jeśli produkujesz gry, to nie zakładaj, że Free-To-Play musi od razu równać się Pay-To-Win. Mało kto lubi wygrywać dlatego, że to zapłacił.

    2. Trendy

    Trend bez strategii jest tylko trendem

    Czy “Fortnite” jest szczególnie oryginalny jako gra? Nie sądzę. Na pewno nie tryb rozgrywki za sprawą którego ten tytuł odniósł tak olbrzymi sukces i który Epic Games “podebrało” innej produkcji zatytułowanej “PlayerUnknown’s BattleGrounds” (w skrócie: “PUBG” i chwała im za ten skrót).

    W 2017 r. “PUBG” wprowadziło styl rozgrywki Battle Royale (BR), w którym 100 graczy zostaje rozrzuconych na stopniowo kurczącej się mapie i wzajemnie eliminuje. Wygrywa ten, kto przetrwa jako jedyny. Gracze zwariowali na punkcie BR, analitycy zaczęli obwieszczać narodziny nowej mody, a chwilę później już trendu.

    W tym czasie Epic Games wydawało  “Fortnite” nad którym pracowało ponad 6 lat i ani przez moment nie uwzględniło w nim trybu BR. Do czasu. Niedługo po premierze postanowiło wskoczyć w trend i rozbić jedną grę na dwie: “Fortnite: Save The World” (oryginalna produkcja) i “Fortnite: Battle Royale”.

    Ten pierwszy poradził sobie rynkowo jako tako. Ten drugi poszybował w górę na trendzie rozpoczętym przez “PUBG”. I na tym Epic Games mogło zamknąć ten rozdział. Przybić sobie piątki, otworzyć szampana i wsypać 100-dolarówki do wanny wyłożonej diamentami i złotem. Ale tego nie zrobiło. Zamiast tego zaczęło budować strategię, bo słusznie założyło, że żaden trend nie musi sam z siebie trwać tyle, ile życzyliby sobie tego jego beneficjenci. Dlatego kiedy poczuli, że trafili na żyłę złota, przerzucili do niej większość swoich sił i zasobów, aby:

    1. pokonać głównego konkurenta (o tym poniżej);
    2. utwardzić swoją pozycję i zdystansować innych rywali;
    3. podtrzymać trend.

    To nie wszystko. Kiedy Epic Games połączyło kropki i dostrzegło, że ich produkcja wpisuje się w inny megatrend, jakim jest e-sport, postanowiło… zainwestować 100 mln dolarów (!) w pulę nagród dla zawodników oraz własną infrastrukturę pod nazwą Fortnite Competitive.

    Epic miało pomysł, miało intencję, a ponad wszystko miało zasoby i kompetencje, a trendy rynkowe były tylko zapalnikiem.

    Lekcja?

    Dość prosta. Nigdy nie zakładaj, że trend zastąpi strategię. Nawet jeśli będziesz mieć szczęście zyskać na wzroście jakiegoś trendu, spróbuj obudować go konkretnym planem jego eksploatacji i – co nie mniej ważne – dywersyfikacji i wyjścia, gdyby trend miał osłabnąć lub zaniknąć. A osłabnie i zaniknie na pewno. Nie wiadomo jedynie kiedy.

    3. Konkurencja

    Obserwuj rywala, a w końcu odsłoni przed tobą swoje słabe strony

    To nie tak, że “Fortnite” nie ma konkurencji. Epic po prostu wie, jak ją pokonać i samemu nie dać się podejść (to powoli się zmienia po premierze i rosnącym sukcesie gry “Apex Legends”).

    Najpoważniejszym rywalem “Fortnite” było wspomniane wcześniej “PUBG” i to ono było liderem rynku w segmencie Battle Royale. “PUBG” odniosło sukces jako tytuł niezależny, efekt internetowego zachwytu i mody. Trafiło na właściwy moment i nie specjalnie próbowało go wydłużyć. Gra stale sprawiała wrażenie niedokończonej. Miała problemy techniczne. Pomysł był świetny, ale wykonanie pozostawiało wiele do życzenia.

    A Epic stał z boku i obserwował. A kiedy przeszczepił do swojej produkcji to, co “PUBG” robił dobrze, zadbał jednocześnie o to, aby wszystko inne robiła znacznie lepiej.

    • Lepiej znał swój własny silnik (Unreal), którego używało także “PUBG”, więc nie było mowy o problemach technicznych, a sama gra była bardziej plastyczna.
    • Przyjął strategię częstszych i regularnych aktualizacji, kiedy “PUBG” zdawało się robić rzeczy nieprzewidywalnie i po omacku.
    • I błyskawicznie wszedł na wszystkie dostępne platformy gamingowe: PS4 i Xbox One, a następnie także na urządzenia mobilne, kiedy “PUBG” pozostawało dostępne wyłącznie na PC. (Kiedy zrobiło porty na konsole i mobile, było już po zabawie).
    • …czy wspominałem już o tym, że “Fortnite” był za darmo, a “PUBG” nie?

    Epic Games doskonale wiedziało jak uderzyć, żeby odebrać pozycję liderowi. I co ciekawe robi teraz dokładnie to samo w przypadku swojej platformy dystrybucji cyfrowej Epic Games Store. Rzuciło rękawicę molochowi i liderowi rynku, jakim jest Steam, ale z nim nie pójdzie już tak łatwo jak z “PUBG”.

    Lekcja?

    Znaj swoją konkurencję, jak siebie samego. Nie wszystko o niej powie Ci internet, nie wszystko powiedzą Ci badania. Do pewnych rzeczy trzeba dojść pośrednio, krzyżując informacje z różnych źródeł. Z konkurencją nie zawsze można wygrać, ale zawsze można pomagać szczęściu, żeby odebrać jej chociaż kilka punktów. Czy też ich nie oddać.

    4. Produkt

    W produktach SaaS nie ma “wersji finalnej”

    “Mamy to!” – nie powiedział nikt nigdy, kto tworzy gry wideo w formule Game as a Service (GaaS), tj. stale je usprawniając jak aplikację online i wzbogacając o nowe treści.

    “Fortnite” został pomyślany tak, aby nigdy nie miał finalnej wersji, a sami gracze zawsze mieli w podekscytowaniu wypatrywać czegoś nowego na horyzoncie.

    Co tydzień Epic Games dorzuca jakiś nowy przedmiot do nabycia. I co kwartał wypuszcza nowy sezon – trochę jak w świecie seriali. Każdy nowy sezon to zmiany na mapach rozgrywek, nowe tryby gry (np. moduł “Creative”, którzy przypomina “Minecrafta”) i inne smaczki.

    Raz na jakiś czas pojawia się nawet specjalne wydarzenie, pokroju koncertu Marshmello, który… jest normalnym koncertem, tylko w świecie gry. (Ma to sens?).

    “Fortnite” nie tylko nie nudzi się, bo tak został zaprojektowany. Nie nudzi się, bo deweloperzy dbają o to, żebyś zawsze miał się cieszyć czymś nowym i czekał na więcej.

    Lekcja?

    Jeżeli tworzysz software, ciesz się, że działa ;) Ale nie ciesz się, że najgorsze już za Tobą. Korzystam z aplikacji Asana, która pomaga mi zarządzać projektami, ale jedyny powód, dla którego wciąż nie przerzuciłem się na Trello, to fakt, że obydwie te aplikacje bezustannie są doskonalone. I Asana wygrywa.

    5. Społeczność

    Fani jako koproducent, a influencerzy – partnerem promocyjnym

    Epic Games od dawna eksperymentuje z metodami głębszej współpracy ze społecznością graczy (w pewnym momencie rozwijali nowy tytuł z serii “Unreal Tournament” w oparciu o crowdsourcing). Głos fanów ma kluczowe znaczenie w “Fortnite” i jest to zasługa skumulowanej wiedzy i doświadczeń ponad 20 lat istnienia dewelopera.

    • Tuż po wypuszczeniu pierwszej, zamkniętej wersji gry, twórcy założyli dla graczy forum, które do dziś służy jako grupa fokusowa i ciało doradcze – to tam odbywają się konsultacje i badania;
    • …równolegle feedback zbierany jest przez Reddita i inne fora, czyli twórcy są tam, gdzie są gracze;
    • i dysponują zaawansowanymi narzędziami analitycznymi w samej grze i poza nią, zbierając duże zestawy danych nt. zachowań graczy, mikrotransakcji, czasu spędzonego w grze etc.

    Słuchać to jedno, ale Epic Games rzeczywiście coś z tym robi. I to z prędkością większą niż jakikolwiek inny deweloper na rynku. Czasami wycofują jakiś przedmiot tego samego dnia, kiedy go wprowadzili lub zmieniają wygląd mapy, widząc negatywną reakcję społeczności. Życzenia fanów uwzględniane są przy wypuszczaniu kolejnych sezonów niosących większe zmiany i paczki nowych treści. Zmiany oparte są na uważnym dialogu i ostrożnym nasłuchu nastrojów oraz zachowań graczy.

    Warto wspomnieć także o influencerach, którym Epic nigdy nie płaci za granie w “Fortnite”. A mimo to ma ich po swojej stronie wiedząc, że to oni są dziś najskuteczniejszym nośnikiem promocji (m.in. Ninja, Dr.Lupo, Myth, TimtheTatman, Tfue, CourageJDand). Dlaczego? Oczywiście, “Fortnite” jest świetny i stworzony do streamów (o czym szerzej mówię w wideo na vlogu). Ale Epic ma też konkretną, przemyślaną politykę współpracy z inluencerami, którą – z braku lepszych słów – określiłbym jako dopieszczanie ich próżnego ego ;) Umieszcza ich w materiałach oficjalnych, promuje ich kanały, streamy, czy nawet nawiązuje do nich w samej grze.

    Lekcja?

    Nie nazwałbym swojej marki WeTheCrowd, gdybym nie wierzył w potencjał społeczności. To zaskakujące, jak wielu twórców gier (i firm w ogóle) nie słucha swoich klientów/fanów/odbiorców w erze social media. Albo: słucha i przytakuje, ale nic z tym nie robi. Epic Games łączy big data, czyli twardą statystykę, z podejście miękkim, opartym na dialogu z graczami i reaguje z prędkością światła. Nie mówię, żeby trzeba robić tak jak oni. Mówię, że warto chociaż spróbować.

    Zarządzam kreatywnością. Doradzam, szkolę oraz projektuję marki, strony i strategie dla sektorów kreatywnych, rozrywkowych i mediów. Jeżeli chcesz ze mną współpracować, napisz: bfm@wethecrowd.pl.

      Szkolenia

      Skomentuj

      Kreatywna recepta na innowację wg Pixara – SparkShorts

      Przeczytasz w 20 minut Co-creation Crowdsourcing
      Autor 27 marca 2019

      W przemysłach kreatywnych pomysłowość i innowacja to twórcze paliwo, które zasila każdy projekt. Gdzie go szukać? Polecam zacząć jak najbliżej, czyli od wnętrza Twojej własnej organizacji, biorąc przykład z Pixara.

      Wytwórnia Pixar zdobyła za swoje animacje 10 Oscarów w ciągu 15 lat. Zarobiła jakieś 13 mld $ na łącznie 20 produkcjach, z których 15 (!) trafiło na listę 50 najlepiej zarabiających filmów animowanych w historii. Czy trzeba dodawać, że ich produkcje wywołują zachwyt zarówno krytyków, jak i widzów? Ja dodam tylko tyle, że zajmują specjalne miejsce w moim sercu i jako jedyna rzecz na świecie (obok cebuli i liczby wyświetleń na moim vlogu) potrafią doprowadzić mnie do łez w kilka sekund.

      To pasmo sukcesów to żaden przypadek. Jeden Oscar – to mógłby być przypadek. Cała ich półka i worki pieniędzy? Bycie częścią konglomeratu Disneya? To zasługa talentu i sprawności organizacyjnej, która drzemie w ludziach i kulturze. Coś, co szczególnie trudno podrobić. (O “metodzie Pixara” krążą legendy; powstało kilkanaście książek, które próbują wytłumaczyć fenomen tej wytwórni, m.in. “Creativity Inc.”, “Pixar Touch”, czy “The Story of Pixar”).

      Firma słynie z niezwykłego perfekcjonizmu. Oryginalność, jakość, emocje stoją na pierwszym miejscu – tak w produkcjach pełnometrażowych, jak i krótkich formatach im towarzyszących (Oscar za zeszłoroczne Bao!). Jeśli coś nie spełnia wysokich standardów firmy, Pixar nie boi się się przebudowywać projektów w produkcji przesuwając datę premiery o całe lata (The Good Dinosaur) czy nawet kasować je zupełnie (m.in. Newt).

      To, co najbardziej podziwiam w Pixarze jako organizacji, to świadomość, że ich złota formuła na sukces w każdej chwili może się wyczerpać. Marka robi to, czego nie potrafiło zrobić studio gamingowe Telltale Games, o którego upadku pisałem jakiś czas temu – nie boi się innowacji i krytycznego spojrzenia na utarte procesy, procedury, sposób zarządzania. I tu właśnie wchodzi program Pixar SparkShorts.

      Jak działa SparkShorts?

      W słowach dyrektora Jima Morrisa:

      SparkShorts powstało po to, aby odkrywać nowych twórców, nowe sposoby opowiadania historii i by eksperymentować z nowymi cyklami produkcji. To coś, czego jeszcze nigdy nie robiliśmy, a co może otworzyć potencjał pojedynczych artystów i ich filmowej filozofii na mniejszą skalę niż robimy to normalnie.

      Przełożę to na swój język:

      Pixar będzie produkować i publikować krótkometrażowe animacje także poza tradycyjnym, sprawdzonym schematem. A ten dotychczas wyglądał następująco i niezmiennie od 20 lat: jeden tytuł pełnometrażowy = jeden krótkometrażowy, wyświetlany w kinie przed tym pierwszym. Teraz twórcy otrzymują od studia większą swobodę artystyczną i mogą realizować więcej “shortów” na własnych zasadach.

      Dzięki temu Pixar może:

      • odkrywać nowe talenty wśród pracowników na co dzień przypisanych w organizacji do wąskich funkcji,
      • nowe techniki i metody produkcji,
      • nowe pomysły narracyjne,
      • oraz testować alternatywne modele przywództwa oraz prowadzenia projektów.

      Firma mądrze zakłada, że może są w organizacji ludzie mądrzejsi od menedżerów wyższego szczebla i może da się zrobić pewne rzeczy lepiej niż dotychczas. Dlatego czemu by nie dać pracownikom przestrzeni ekspresji twórczej?

      To nic innego, jak przemyślany eksperyment organizacyjny, który nie wiąże się z wysokim ryzykiem, jest tani, a jednocześnie pozwala założyć, że “a nuż coś z tego wyjdzie”. Pierwsze rezultaty można zobaczyć w trzech znakomitych krótkometrażówkach. Każdą stworzył inny reżyser, każda jest owocem pracy innego mini-zespołu, którego pomysł został wewnętrznie zaakceptowany do produkcji.

      Czemu to ma sens?

      Jak dla mnie to model WIN-WIN-WIN.

      1. Wygrywa organizacja, bo być może właśnie poznała przyszłych reżyserów i producentów oraz ciekawe pomysły na filmy pełnometrażowe, które urodziły się w toku SparkShorts.
      2. Wygrywają pracownicy, bo mogą stworzyć coś na swoich zasadach i nie miałoby szansy trafić na srebrny ekran, gdyby trzymać się tradycyjnego schematu.
      3. i wygrywają widzowie, tacy jak ja, bo otrzymują jeszcze większą dawkę talentu Pixara

      Rozwiązanie jest także genialne dla Disneya, czyli właściciela Pixara, bo chociaż trzy pierwsze animacje (te powyżej) trafiają na YouTube, to już pozostałe znaleźć będzie można na platformie streamingowej Disney+. Czyli Pixar tworzy ekskluzywny content, który przyciągnąć może do subskrybcji ludzi takich jak ja.

      Co z tego możesz wyciągnąć dla siebie?

      Po 1. Pamiętaj, że w Twojej organizacji i w ludziach, którzy się na nią składają, drzemie potencjał, do którego często nie masz bezpośrednio dostępu. Dlaczego? Bo temperują go procedury, struktura, wąskie przyporządkowanie kompetencji etc.

      Po 2. Możesz go uwolnić tworząc proste programy rodzaju SparkShorts. Choćby na zasadzie konkursu na najlepszy pomysł, w którym wziąć mogą udział wszyscy w organizacji – nie tylko kreatywni.

      Po 3. Warto dofinansować te projekty, które zyskają największe poparcie zespołu, aby budować morale i rozpocząć kontrolowany eksperyment. Jako drobny projekt poboczny to świetna “sonda” dla możliwości wytwórczych.

      Po 4. Zespół, który pracuje nad takimi mini-produkcjami, powinien mieć większą dozę swobody – realizować to na własnych warunkach, oczywiście w ramach pewnych zasad organizacyjnych, budżetu i rozsądnym czasie.

      Po 5. Warto wypuścić owoce takiej pracy pod ocenę publiki i poznać ich opinię. To najważniejsza weryfikacja jakości i sensowności takich inicjatyw.

      Krótki przykład. Robisz na co dzień gry RPG – czasochłonne, skomplikowane. Ale część zespołu ma ciekawy pomysł na grę platformową. Jeżeli pozwala na to budżet i czas, można umówić się na proste demo, które odda się pod ocenę reszcie zespołu, a potem samym graczom. Co jeśli okaże się, że robicie lepsze platformówki niż RPG? :)

      Wydawnictwo książkowe? Może otworzyć furtkę dla krótszych form literackich czy nowel graficznych zwracając się do autorów, z którymi i tak współpracuje, traktując to w kategoriach eksperymentu, tj. dedykując z góry określony budżet na limitowane wydania i dotarcie do sprecyzowanej grupy odbiorców, aby otrzymać od niej jasny sygnał: warto w to inwestować dalej, czy nie?

      Oczywiście, nie chodzi o to, aby kopiować SparkShorts 1:1, a wyciągnąć z tego konkretne lekcje i pomysły dla siebie. Tak długo, jak spojrzy się na to, jak na program strategiczny, który ma uwolnić kreatywny potencjał często uwiązany w organizacji sztywnymi normami, zasadami i budżetami – możliwości zastosowania są bezkresne. Tak jak projekty, mogą się w wyniku tego urodzić.

      Zarządzam kreatywnością. Doradzam, szkolę oraz projektuję marki, strony i strategie dla sektorów kreatywnych. Jeżeli chcesz ze mną współpracować, napisz: bfm@wethecrowd.pl.

       

        Szkolenia

        Skomentuj